piątek, 27 lutego 2015

Eksperymentujemy cz.1

Pyta o pogode, anatomie czlowieka, zwierzeta, wulkany, o to jak powstaja ludzie, deszcz, snieg, huragany czy tornada. Pyta o t-rexa, budowe ziemii, uklad sloneczny, przewod pokarmowy, smierc, wojny, katastrofy, bezdomnosc, glod na swiecie, samoloty, ekologie, pory roku, karnawal w Rio, stratosfere, miejsca, budynki czy kraje... Moje dziecko pyta doslownie o wszystko!
Nie ma dnia by nie padly pytania typu: co, gdzie, kiedy, po co, jak i dlaczego.
Jest bardzo ciekawy swiata... I dobrze!
Dzieci w wieku przedszkolnym charakteryzuje wrodzona ciekawosc tego co je otacza, a my jako rodzice cierpliwie powinnismy odpowiadac na te nurtujace maluchow pytania (wiem, wiem... ciezko jest gdy setny raz w ciagu godziny slyszycie "dlaczego"...jednocze sie w bolu ;) ).
Czasami eksperymenty i zabawy badawcze staja sie bardziej fascynujaca forma odpowiedzi i wlasnie w taki sposob ostatnimi czasy staram sie zaspakajac ciekawosc mojego dziecka i przy okazji rozwijac w nim umiejetnosc myslenia przyczynowo-skutkowego.

Eksperymenty, ktore robimy mozna przeprowadzic w domowych warunkach, a potrzebne do nich materialy bez problemu znajdziecie w domu.

Zaczarowany worek.


Potrzebujemy: woreczka z zipem, wody i dobrze naostrzonych kredek.
Do worka wlewamy wode i dokladnie zamykamy zip.
Bierzemy kredke i powoli przekluwamy scianke worka...potem druga, tak by oba koce kredki byly na zewnatrz. Czary mary.... worek nie przecieka!
Dlaczego? Podstawowym budulcem tego typu workow sa polimery syntetyczne czyli substacje chemicze o bardzo duzej masie czasteczkowej. Lancuchy czasteczek rozciagaja sie wokol kredki, a nastepnie zaciskaja sie wokol niej, wiec woda nie ucieka, gdy kredka jest w miejscu.

Dmuchany balon.


Potrzebujemy: butelke, balon, ocet i sode oczyszczona.
Do wnetrza balonu wsypujemy kilka lyzeczek sody oczyszczonej (mozemy do tego wykorzystac lejek). Do butelki wlewamy 1/3 szklanki octu. Na szyjke butelki nakladamy balon i delikatnie wsypujemy sode do wnetrza butelki. Balon natychmiast wypelnia sie powietrzem i rosnie!
Dlaczego?
Wedoroweglan sody zmieszany z kwasem octowym wytwarza dwutlenek wegla, a ten automatycznie "dmucha" nam balon.


To jak bedzie?
Zamieniacie swoje domy w laboratoria?
Wedlug moich obliczen naszych eksperymentow starczy nam na 3-4 tego typu postow, ale biorac pod uwage fakt, ze wciaz eksperymentujemy mozecie liczyc na lawine eksperymentalna!
Bedzie sie dzialo! (niech ja tylko znajde czas.... ;) )

środa, 25 lutego 2015

Praca

Byl maj 2005. Kiedy przyjechalam do UK nie liczylam na prace w biurze architektonicznym, aczkolwiek sklamalabym jakbym napisla, ze o niej nie myslalam. Przez starch moje myslenie ograniczylam jednak do marzen… Wiedzialam, ze tutejsza szkola projektowania ma sie nijak do tej, ktorej uczono mnie w Polsce i wiedzialam, ze z brakiem fachowego slownictwa znalezienie etatu to raczej mission impossible. 
Ambitny plan odlozylam wiec na bok. 

Zaczelam od serwowania piwa podczas meczow na stadionie Manchester United. Kto by nie chcial tego robic? Fantastyczna atmosfera, ale to byla tylko dorywcza praca...
Pierwsza “prawdziwa” robote na pelen etat znalazlam w kafejce, w ktorej najpierw pracowalam na slynnym zmywaku, pozniej sprzatalam stoliki, a na koncu bylam glownym szefem kuchni, ktory smazyl bekon, kielbaski, jaja… za £3.5 za godzine, czyli kwote nizsza niz wymagana krajowa minimalna stawka (btw. w tym samym czasie szefo zatrudnial tez dziewczyny z Pakistanu za £2/h!). Spedzilam tam niecale 4 miesiace. Zwrot skierowany w strone wlasciciela “Jesli potrafisz szybciej gotowac, to zapraszam do kuchni” bardzo skutecznie zrujnowal moja szanse na dalsza kariere w tamtym café. Nie plakalam. 

Pozniej bylo juz lepiej. Po odzyskaniu zaleglych wyplat od bylego szefa znowu mialam szanse zatroszczyc sie troche o brytyjskie zoladki serwujac smazona rybe wraz z frytkami. Aby zredukowac do minimum swoj wolny czas, ktory moglabym beztrosko poswiecic na wydawanie zarobionych pieniedzy lub ewentualny relax, zlapalam dodatkowo polowe etatu w kanapkarni. Tylu rodzajow kanapek w jednym miejscu to ja nigdy nie widzialam... 

W styczniu roku nastepngo, zmotywowana przez przyjaciol zaczelam swoja zorganizowana inwazje na manchsterowskie biura architektoniczne. Adresy pracowni znajdowalam w internecine, czasami zdarzalo mi sie tam znalezc rowniez dane osoby odpowiedzialnej za rekrutacje co uwazalam za maly skces , bo wtedy moje cv-ki od razu kierowalam w odpowiednie rece. Wyslalam ich ponad 100 (z tego co pamietam 116!). Powiecie, ze masowka… tak, to byla moja brutalna, masowa proba wdarcia sie w archiektoniczny swiatek. Po kilku dobrych tygodniach zaczelam zbierac owoce mojej pracy w postaci odpowiedzi z biur, do ktorych pisalam- wszystkie niestety negatywne. Mimo tego cieszylam sie bo dawaly mi one w jakis dziwny sposob nadzieje… Nigdy nie zapomne tego podekscytowania podczas otwierania kopert zaadresowanych do mnie… Do dzisiaj mam je wszystkie… 
Zarejestrowalam sie rowniez w agencji pracy.

I przyszedl wreszcie taki dzien, kiedy moglam rozlozyc swoje portfolio na stole i usiasc naprzeciwko osoby majacej mozliwosci zmienic moj los. Z zerowym doswiadczeniem pracy w uk, ciezko bylo mi wtedy przekonac do siebie rozmowcow, wiec dwie rozmowy, na ktorych udalo mi sie stawic zakonczylam kleska.  
Pod koniec lutego pojechalm na rozmowe do sasiedniego miasta, ktora zaaranzowala mi agencja (ponad 35mil- okolo 56km). W drodze powrotnej dostalam telefon, ze rozmowe przeszlam pomyslnie... Poplakalam sie ze szczescia w tramwaju, w ktorym wtedy sie znajdowalam, bo wreszcie ktos dal mi szanse! Za ta szanse dostawalam marne 12.500 funtow rocznie, czyli mniej niz mialam pracujac w gastro… do tego pokonanie niemalego dystansu do pracy kosztowal mnie fortune… ale nie narzekalam, w koncu robilam to co chcialam. 
Poczatki byly trudne, braki w technicznym slownictwie dawaly sie we znaki, opisywanie detali “na okolo” bylo bardzo frustrujace. Wlasciciel pracowni byl bardzo cierpliwym czlowiekiem i sukcesywnie wzbogacal moj angielski o nowe, techniczne slowka (jak sie pozniej okazalo, na innych plaszczyznach juz nie byl taki super, ale to juz temat na inny post). Po 3 miesiacach dostalam podwyzke i moja wyplata wzrosla o £2.5K. Podrozowalam do pracy pociagiem znikajac z domu na ponad 13 godzin. Po pol roku mialam dosc wiec zdecydowalam sie wyemigrowac do miasta gdzie pracowalam. Zaklimatyzowanie w nowych warunkach szlo mi dosc mozolnie, samotnosc doskwierala, w koncu wszyscy ktorych znalam zostali w Manchesterze. Wytrzymalam rok. Ponownie wrocilam do swoich…

Pozniej okazalo sie, ze kolega z pracy przerowadza sie do manchesteru, wiec jezdzilismy do pracy autem. Wygodna podroza cieszylam sie przez kilka miesiecy, do momentu gdy rozbilismy sie na autostradzie... Kolejne dwa tygodnie spedzilam w domu. Z nudy zaczelam szukac pracy i ku mojemu zdziwnieniu nie bylo to trudne zadanie. 2-letnie doswiadcze w branzy robilo duza rozniece. Skontaktowalam sie z agencja, ktora zaaranzowala mi 3 spotkania w ostatni dzien mojego chorobowego. Dwa z nich przeszlam pomyslnie.

Wybralm korporacje, w ktorej spedzilam kolejne 6 lat. Moglam wtedy liczyc na duzo lepsze pieniadze. Nauczylam sie tam naprawde sporo… Pracowalam nad projektami z budzetem poczawszy od kilkunastu tysiecy do ponad 20 milonow funtow.  
Po 3 latach , troche swiadoma swoje pozycji zaczelam prosic o podwyzke, ktorej mimo kilku prob nie dostalam. To wlasnie wtedy, po jednej z takich odmow dokonalam rzeczy dla niektorych niemozliwej! Wyjezdzajac z parkingu udalo mi sie sprawic by eksplodowaly dwie opony w samochodzie, zerwac drazek sterowniczy, spalic sprzeglo I troche wgniesc karoserie (taka zdolna jestem!). Puscilm wtedy plotke, ze chce odejsc, ze szukam pracy… Wezwno mnie na rozmowe, zaproponowano £6K podwyzki (prosilam o 8!). Zgodzilam sie. Zostalam tam na kolejne 3 lata zaliczajac po drodze ciaze, macierzynski i zmiane lokalizacji. Co dzialo sie pozniej, pewnie pamietacie. 

Redukowano etaty, moj rowniez. Zanim stamtad odeszlam zaliczylam jedna rozmowe kwalifikacyjna. Pierwzego dnia “wolnosci” zadzwonil telefon z informacja, ze dostalam prace. Za lepsze pieniadze, z lepszymi perspektywami, w mniejszym (czyt. spokojniejszym) biurze, gdzie pracownik traktowany jest jak czlowiek, nie mebel. Po roku pracy dostalam podwyzke. Nie duza, ale fakt ze nawet o nia nie prosilam sprawil, ze poczulam sie doceniona. Jestem zadowolona z mojej pracy. Czasami jest stresujaca, czasami na luzaku, ale najwazniejsze, ze ja lubie. 
Jestem swiadoma swoich umiejetnosci,a wykorzystanie ich sprawia, ze moja praca jest doceniana. Mysle, ze oplacalo sie “poswiecic” pierwsze dwa lata pracujac za grosze by byc wlasnie w tym miejscu, choc przyznam, ze chcialabym od zycia troche wiecej.

Pisze o tym wszystkim nie po to by sie pochwalic, a zmobilizowac. Zmobilizowac Polakow, ktorzy nie wierza w siebie i czesto na emigracji pracuja ponizej swoich kwalifikacji. Pamietajcie, ze chcec to moc! Powoli, malymi krokami, ale zawsze do przodu… nie stojcie w miejscu i nie liczcie na to, ze ktos za Was znajdzie wymarzona prace… Bez znajomosci tez mozna! Sprobujcie, to nic nie kosztuje, a noz widelec okaze sie, ze o pierwsza rozmowe wcale nie bylo tak trudno?

PS. Post jest rowniez odpowiedzia na maila z pytaniem jak dostaje sie prace w architekturze w uk.

czwartek, 19 lutego 2015

Garsc anegdot 12

Dawno, dawno temu:
Byly sobie malpy i lodzily one dzieci, dzieci, dzieci...
A pozniej byli ludzie i diabel.
On mowil zeby nie kupowali oni tego zakazanego owocu, a oni kupili i wyladowali w takim klaju.
(Rzekl swoje madrosci i wskazal na mape Polski)

Oblazasz to sobie? Nie mialem dzisiaj zadnego snu!

Kobiety musza duzo biegac, bo jak sie biega to sie duzo chudnie, a kobiety musza chudnac bo nie chca umielac.

A po co kobiety chca chudnac, a faceci chca losnac?

- A jak bylem w brzuchu to na ktorym pietrze kosci bylem?
- O tutaj (wskazalam okolice pepka)
- Na Twoich miesniach lezalem???

Moja reka ma ellol!

O smierci:
Lezy sie, lezy na cmentarzu i cos tam magicznego leci w brzuszku i latasz na niebie.
Ale nudne jest to lezenie na cmentarzu...

Nie pozwalam Ci nigdy jechac do Pompejow, bo tam na Ciebie czeka Wezuwiusz i na Ciebie wybuchnie jak tam pojedziesz.(Tak konczy sie czytanie ksiazek o wulkanach)

Szybko sobie sklacasz zycie- skomentowal pijacego cole Tate...

- Ale pogoda... Znowu pada... 
- To pogoda dla tych wsystkich, co chca miec nawilzana skolke mamo.

Stoimy w kolejce. Za nami dlugonoga lala w srebrnej spodniczce i butach na obcasie. Miko przyglada sie jej bardzo uwaznie, a po odejsciu od kasy komentuje:
- Widzialas ta kobietke? Fajne miala buty na podstawkach i ta sleblna spodnieczke. Moze kupisz sobie takie w plimalku? 

- A ile maja te misie- czipsy kalolii? 
- Nie wiem, pewnie cos okolo stu. Dlaczego pytasz?
- Bo dbam o zdlowie.

Wczesny ranek. Szykuje sie do pracy. Zaspany Mikolaj wchodzi do lazienki...
- Zapomnialem Ci cos powiedziec... Kocham Cie.

Mikolaj w autobusie Marvel Heroes- ulubionych bohaterow!

piątek, 13 lutego 2015

Kartonowy labirynt- DIY

Pewnie zdazyliscie sie zorientowac, ze u nas kartony sie nie marnuja i zamiast wyrzucac je do kosza, probujemy cos z nich wykombinowac!
Tym razem z kawalka szarego kartonu zrobilismy labirynt.
Banalnie prosty!
Jedyne czego potrzebujecie to wlasnie kartonu, nozyczek, kleju, malej pileczki, czasu i cierpliwosci, az cala ta nasza konstrukcja wyschnie i nada sie do zabawy.
Jesli macie niepotrzebne pudelko po butach, nie wyrzucajcie go! Zamkniecie od niego mozna wykorzystac za baze, w ktorej bedziecie mogli wykleic labirynt. Ja nie mialam, ale bez niego tez mozna sobie dac rade.
Paski wysokosci okolo 2 centymetrow poprzyklejajcie pionowo do podstawy, poczekajcie az klej zaschmnie, wrzuccie do srodka mala pileczke i gotowe!
Mozna przechylac w prawo, lewo, do przodu, tylu, wazne by pileczka dotarla z jednej strony kartonu na druga. Zabawka niebanalna, po ktora Mikolaj bardzo czesto siega. Zrobilismy ja jakies 2 tygodnie temu i jeszcze sie nie znudzila, takze do dziela Moi Drodzy!



Dziekuje Wam za kazde dobre slowo pod poprzednim postem.
Wczoraj ogladalismy loft w pofabrycznym budynku, gdzie kiedys produkowano bawelne. Bardzo ladny, stylowy, z duzym tarasem, fajnym widokiem na okolice, a co najwazniejsze niedaleko od szkol, do ktorych aplikowalismy... Czy idealne? Raczej nie, brak ogrodka niestety kwalifikuje lokum na nie najwyzszej pozycji, no ale jakas tam alternatywa jest.
Nasze poszukiwania nadal trwaja...

wtorek, 10 lutego 2015

When the shit hits the fan

Dzisiaj mam serdecznie dosc naszej “bezdomnosci”!!! 
Mam dosc wynajmowanych domow, wnetrz bez wyrazu i mebli, o ktorych zakupie nie decydowalam…  
Mam dosc umow, nowych adresow, depozytow i wszelkich zwiazanych z tym srytow!  
Miejsce zamieszkania zmienialam w zyciu 16 razy, w tym 5 razy w UK, z czego raz z Mikolajem… Mam juz dosyc tego przemieszczania

Dzisiaj chce mi sie ryczec, krzyczec i walic glowa w mur! 
Zle mi sie robi na mysl o nastepnej przeprowadzce, ktora niedlugo nas czeka.  
Dzisiaj niezbyt milo mowie o agencjach nieruchomosci, ktore wynajmuja lokale, a po jakims czasie z usmiechem przekazuja wynajmujacym wiadomosc, ze musza sie wyprowadzic… 
Dopiero 10 miesiecy temu sie tutaj wprowadzilismy!

Kilka tygodni temu wyslalismy aplikacje do szkol dla Mikolaja… 
W grudniu wszyscy zapisalismy sie do nowego GP…  
Wszystkie dokumenty….eh…nie chce mi sie nawet o tym pisac…  

Serio, mam dosc.

Najchetniej sprzedalabym wszystko co mamy, kupila kampera i wyjechala na pol roku w swiat… ale dzisiaj mam dosc...


Ostre ciecie matki

Ciecia moga byc rozne, kwadratowe i podluzne.
Moga byc i takie, ktore pozbawiaja potencjalnego pocietego energii, a w zamian oferuja pietnastominutowy "odlot"- wiem cos o tym, bo takie wlasnie atrakcje zgotowalam sobie w miniony piatek.
Podczas zmywania, nurkujac prawa reka w zlewie w poszukiwaniu sztuccow, moj kciuk mial bliskie spotkanie z swiezo naostrzonym nozem.
Bardzo glebokie spotkanie...
Bolalo.
Ale na bolu sie nie skonczylo, bo kilka minut po incydencie zaczelam tracic przytomnosc...
Ciemno przed oczami, skoki temperatury, problem z komunikacja... to nie bylo fajne...
Przez kwadrans dochodzilam do siebie...
Pech chcial, ze w domu bylam sama z Mikolajem...
Udalo mi sie skontaktowac z J., ktory w ciagu kilkunastu minut dojechal do domu. Chcial zabrac do szpitala, ale skonczylo sie na konsultacji telefonicznej, a przynajmniej jej probie.
Najpierw bylo sto pytan do J... pozniej kolejne sto do mnie... by na koniec tego obszernego wywiadu dowiedziec sie, ze wszyscy pracownicy udzielajacy medycznych rad sa zajeci...

Po pol godzinie oddzwonila do mnie mila Pani z pogotowia.
Zadala kolejne paredziesiat pytan i uslyszala tyle samo odpowiedzi.
Upewnila sie, ze to byl wypadek i oznajmila, ze jest gotowa udzielic mi specjalistycznej porady, co uczynila:
- (...) take some Paracetamol- uslyszalam.
I nie, Pani nie chodzilo o bakteriobojcze dzialanie leku, bo o to zapytalam...
Zaproponowala tez przejscie sie do pobliskiej apteki, do farmaceuty, ktory prawdopodobnie bedzie w stanie ocenic czy rana nadaje sie do szycia...

Na koniec tej krwawej opowiesci mozna dojsc do dwoch waznych konkluzji:
- po pierwsze- Ludzie kochani kupujcie ostrzalki do nozy z ikea! Sa cholernie dobre!
- po drugie- Kolejny raz okazuje sie, ze paracetamol to lek nadzwyczajny, lek niezastapiany, lek na cale zlo, lek bez ktorego angielskie spoleczenstwo pewnie wymarloby w miesiac!
Takze moi Drodzy, tak na wszelki wypadek zaopatrzcie sie w dwa pudeleczka, a noz sie przydadza.

PS. Rana nie wyglada zbyt pieknie, ale na szczescie dobrze sie goi.

niedziela, 1 lutego 2015

Matematyka nam niestraszna

Zainteresowanie cyframi Mikolaj wykazywal od dawna.
Dosc wczesnie odnalazl przyjemnosc w liczeniu konkretnych przedmiotow, dzieki czemu zasob zapamietywanych przez Niego liczebnikow zwiekszal sie z kazdym mijajacym miesiacem. Na dzien dzisiejszy Mlodziak potrafi liczyc do 14 po polsku i 16 po angielsku, a od niedawna zaczal nam calkiem zgrabnie wtajemniczac sie w kolejny, powazniejszy juz etap matematyki jakim jest dodawanie i odejmowanie.
Postanowilam troche urozmaicic mu ta matematyczna edukacje i przygotowalam kilka zabaw.

Liczenie na paluszkach. 
Swoich paluszkach, a jakze!
Najpierw odrysowalismy dwie male raczki Mikolaja, wycielam je i przykleilam na arkusz z pianki. Paluszki zostawilam "luzne". Do kompletu przygotowalam dwa zestawy zadan. Podczas liczenia zaginane paluszki przedstawiaja czynnosc dodawania, zas prostowane (lezace na plasko) odejmowanie.
Zabawa u nas okazala sie hitem! Gdy drugi raz po nia siegnelam, Mikolaj przesiedzial przy niej ponad pol godziny i dal rade poprawnie rozwiazac prawie wszystkie przygotowane zadania. Mistrzu moj!


Sznurki z koralikami.
Do tej zabawy postanowilam wykorzystac koraliki, ktore wczesniej sluzyly nam do cwiczenia sprawnosci motorycznych. Przygotowalam kilka sznurkow, na ktore nawleklismy od 3 do 10 koralikow. Do kazdego z zestawow dowiazalam mala kartke z liczba odpowiadajaca wartosci nawleczonych elementow. Pomagaly nam one w odejmowaniu. W przypadku np. zadania "6-3", Mikolaj najpierw szukal zestawu numer 6, liczyl koraliki czy aby napewno ma ich prawidlowa ilosc, a nastepnie przesuwal trzy, ktore mial odjac na druga strone sznurka i liczyl pozostale, ktore byly rozwiazaniem.



Pojemniczki do liczenia.
Podczas tej zabawy Miko nie uczy sie dodawania ani odejmowania, ale utrwala znajomosc cyfr. Przygotowalam 10 rolek po papierze toaletowym, na ktore przykleilam kartki z liczbami od 1 do 10. Mikolaj mial za zadanie wlozyc do kazdej z rolek taka ilosc patyczkow, ktora widzial na kartonie.
Na koniec wszystkie zbiory ukladal w kolejnosci rosnacej. 



PS. Pierwszy miesiac cwiczen za mna... Widze zmiany na wadze i w lustrze :))) uh ah oh! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...