Mija pierwszy tydzien w nowych czterech katach, a my wciaz toniemy w kartonach.
Taaaa... nadal...
Caly balagan zwiazany z rozpakowywaniem wzielam na siebie po tym jak moje dwa wspanialomyslne chlopaki deklarujac chec do pomocy, wyrzucili dwa kartony ciuchow na srodek pokoju stwierdzajac po chwili, ze jednak do rozpakowywania sie nie nadaja.
Lubie wiedziec co gdzie jest, wiec narzekac nie bede.
Dziewieciu karonow w ogole nie rozpakowalam... wrzucilam je do schowka i niech tam cierpliwie czekaja na cud, ze cos, kiedys bedziemy z nich potrzebowali. Jesli nie, z czystym sumieniem bede mogla je poslac do kubla. Ot taka jestem sprytyna.
Z kazdym dniem i z kazdym kolejnym posilkiem, dom wydaje sie coraz bardziej "nasz".
Podoba mi sie tutaj, ale jakos brak we mnie tego entuzjazmu jaki czulam rok temu zmieniajac miejsce zamieszkania. Kolejny raz zamieszkalismy w czyims domu...swiadomosc, ze byc moze za rok, dwa, byc moze dziesiec bedziemy musieli sie stad wyprowadzic jakos nie pozwala mi sie cieszyc w pelni tymi cudzymi czterema katami.
Moze jeszcze za wczesnie?
Ostatni tydzien byl bardzo nerwowy, wyczerpujacy fizycznie i emocjonalnie.
Przeprowadzka okazala sie byc ciezsza niz sie tego spodziewalismy.
Dom, z ktorego sie wyprowadzalismy byl dosc duzy, w kazdym pomieszczeniu (a bylo ich 7) bylo cos do spakowania, kazdy z nich do posprzatania, dwa schowki, a do tego ogrodek z przodu i z tylu do ogarniecia...i na deser jeszcze szopka... Jeden wielki hardcore.
W poniedzialek oddalismy klucze, a wtorkowe pojscie do pracy traktowalam jak kilkugodzinne spa. Wreszcie usiadlam na dluzej niz piec minut...
Najbardziej zadowolony jest Mikolaj.
Podoba mu sie jego pokoj, w ktorym jest wiecej miejsca niz w poprzednim. Poza tym, podobaja mu sie (za bardzo!) schody. Udalo mu sie nawet juz spasc z pierwszego pietra...
Na szczescie, procz kilku siniakow i kilkunastominutowego placzu, zadnych powaznych obrazen nie bylo... ale niesmak do schodow pozostal.
Dzisiaj upadl na schodach na ogrodzie... eh
Teraz nogi Mikolaja wygladaja w 100% jak prawdziwe chlopczykowate konczyny...
Zadrapane, posiniaczone i super szybkie.
Po ciezkim tygodniu powoli wracamy do zywych...
Depozyt odzyskany, adresy pozmieniane, lodowka pelna, kartonow coraz mniej, jeszcze tylko sofa by sie przydala w livingu, bo na jej zakup potrzeba troche wiecej czasu...
dobrego w nowym miejscu!
OdpowiedzUsuńPS ogródek ciekawy:)
Dziekuje Pati :)
UsuńOgrodek ciekawy, to fakt, ale chyba jednak (po upadku z tych kamiennych schodow) wolalabym wszystko na jednym poziomie... Mikolaj za bardzo szaleje tam na gorze, a ja o malo nie dostaje zawalu na widok jego akrobacji... ;)
wow! Niezly ogrodek :) To zycze wam w takim razie, abyscie mieli mozliwosc zostania tam na dluzej.
OdpowiedzUsuńChcialabym zostac tutaj do momentu, kiedy bedziemy mogli pozwolic sobie na przeprowadzke do wlasnego domu. Mam nadzieje, ze ten moment przyjdzie jeszcze przed moja 40 ;)
UsuńSlicznie macie! Mnie tez najbardziej dobija swiadomosc mieszkania w czyims domu i splacania cudzego kredytu, mimo, iz juz jestesmy gotowi by splacac swoj wlasny :( Ja tez ostatnia przeprowadzke wspominam jako mega hardcore i od tamtego czasu zmierzam w kierunku minimalizmu by ulatwic sobie zycie.
OdpowiedzUsuńMinimalizm to dobra sprawa! Mniej kurzu, mniej problemow i mniej do dzwigania w razie przeprowadzek.
UsuńJa przed przeprowadzka wywalilam z mojej szafy dwie pelne torby ikea. Czulam sie z tym rewelacyjnie! Wkrotce, na spokojnie mam w planach nastepna selekcje (bo wciaz mam w niej takie perelki, ktorych nie zalozylam przez ostatni rok, no ale kosztowaly troche wiecej, wiec szkoda mi bylo...). Bedzie mniej problemow z rana z wyborem ciuchow ;)
To samo czeka szafe Mikolaja i J :)
Z tym wynajmem to ciezka sprawa... u mnie ostatnio w pracy chwycili sie za glowy jak uslyszeli ile placimy za wynajem, bo to wiecej niz ich misieczny mortgage.. Mam nadzieje, ze okres splat cudzych kredytow w niedalekiej przyszlosci bedziemy miec juz za soba, Wam rowniez tego zycze.
Piękny ogródek. Ja po dwóch latach po przeprowadzce się nie ogarnęłam :-)
OdpowiedzUsuńale to tylko ja tak mam :-)
haha, niewiadomo jak bedzie ze mna. Moze za dwa lata moje 9 kartonow nadal bedzie sie cisnac w schowku zamiast w kuble ;)
UsuńAle fajny ogródek :) Ja też bym pewnie sama ogarniała rozpakowywanie - poukładane musi być niestety po mojemu ;) Trzymam kciuki aby udało się Wam tam zostać na długo :)
OdpowiedzUsuń