poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Szlag by to wszystko trafil!

Firma, w ktorej pracuje po raz kolejny zdecydowala sie na redukcje personelu.
Tym razem, z 16 osob, postanowila zatrzymac 10.
Dzisiaj rozpoczal sie proces zwalniania w bialych rekawiczkach.
Jestem jedna z osob nominowanych, ktore maja dostac wymowienie pod koniec Maja.
Pozniej miesiac wypowiedzenia, w ciagu ktorego (na szczescie) wytypowani nie musza pojawiac sie w pracy.
Fakt, ze pracuje tutaj ponad 4 lata wplywa tez na wysokosc mojej wyprawki.
Zycie... Szlag by to wszystko trafil!

Cudowny poniedzialek.

sobota, 28 kwietnia 2012

Jarsko i smacznie, czyli obiadki dla niemowlaka

KUSKUS Z PAPRYKA I POMIDORAMI
  • 3 marchewki 
  • 2 plasterki pora (od 7 mz)
  • pol czerwonej papryki (od 10 mz)
  • 2 pomidory (od 10 mz)
  • pol cukini (od 6 mz)
  • kilka listkow swiezej bazylii (od 9 mz)
  • 2 plasterki zoltego sera
  • garsc kuskus (od 10 mz)
  • oliwa z oliwek lub troche masla

Przyznam szczerze, ze gdy pierwszy raz robilam to danie, smakowalo paskudnie i od razu wyladowalo w koszu. Za drugim razem, przepis troche zmodyfikowalam i Synek nie pogardzil obiadkiem, zjadl wszystko, wiec chyba smakowalo. Mi w kazdym badz razie bardzo.

Cukienie, pora i marchewke pociac w plasterki, papryke obrac ze skorki, wrzucic wszystko na pare, i gotowac tak jak tutaj.
Pomidory sparzyc, obrac ze skorki i pocwiartkowac. Kuskus zalac wrzaca woda. Zolty ser pokroic w male kawalki. Liscie bazylii posiekac drobno.
Warzywa z sitka zmiksowac, nastepnie do tego dodac ser, bazylie, kuskus, pomidory i maslo/oliwe z oliwek.
Wszystko wymieszac i gotowe.



MAKARON Z ZOLTYM SEREM I WARZYWAMI
  • 3 marchewki
  • 2 plasterki pora (kazdy po ok 1 cm)
  • kilka plasterkow korzenia pietruszki
  • troche selera
  • swiezy koper (od 10 mz)
  • kalafior (od 6 mz)
  • drobny makaron
  • 2 plasterki zoltego sera (niby od 12 mz)*
  • lyzka masla
Warzywa umyc, obrac, pokroic na kawalki i ugotowac na parze, jak tutaj. Po ugotowaniu rozgniesc widelcem lub zmiksowac (ja potraktowalam je widelcem).
Makaron ugotowac, gdy bedzie juz gotowy dodac maslo i drobno pokrojony zolty ser, aby mogl sie rozpuscic.
Wszystko razem wymieszac i nic tylko serwowac! Moj Mlodziak uwielbia kalafior, wiec o Jego milosci do tego dania moglabym pisac i pisac....

* Informacje w nawiasach, o tym, kiedy mozna wprowadzac kolejne produkty spozywcze do diety dziecka znalazlam na www.osesek.pl. Jak widac, my do konca tabelkowi nie jestesmy.

piątek, 27 kwietnia 2012

Jedenastka!

Moj Syn ma dzisiaj kolejne urodziny, bardzo szczegolne, bo to ostatnia miesiecznica przed roczkiem.
Za 30 dni przestanie byc niemowlakiem i wkroczy w ciut doroslejszy swiat szkrabow.
Czas za szybko leci... i nie pisze tego zeby rzucic puste haslo, tylko ja na ten czas jestem wrecz wkurzona.
Bo jak mozna tak zapierdzielac? I tak jawnie, z premedytacja, na oczach calej ludzkosci wykradac tak cenne minuty. Przeciez te chwile juz nie wroca! Przeciez Moj Synek sie tak niedawno urodzil... a juz roczek sie szykuje.

Swiadomosc tego, ze Syn rozwija sie w ekspresowym tempie jednak cieszy mamine i tatowe oko, bo coz mozna chciec wiecej od widoku usmiechnietego, zdrowego Malucha zasuwajacego na czworakach po calym mieszkaniu?
Jest cudownym dzieckiem. Najcudowniejszym.
Z kazdym dniem jego lista umiejetnosci rosnie. Dzisiaj na przyklad pierwszy raz zrobil siusiu do nocnika.
To moze i banalne, ale takie chwile sprawiaja, ze moja matczyna duma rosnie do niebotycznych rozmiarow.
Klaszcze, ciesze sie, a pozniej plakac mi sie chce ze szczescia, bo skad taki malenki Szkrab wiedzial, ze mial tam siusiu zrobic? Moj maly bystrzacha.
Mikolaj pelni tez w domu funkcje rzepa. Gdziekolwiek by sie rodzic nie zatrzymal, tam maly rzep podraczkuje i przyczepia sie do nogawki. A wtedy ani rusz. Udobruchac trzeba rzepa, zeby sie odczepil, a to juz do ambitnych zadan nalezy.
Potrafi sam jesc owoce, w bardzo precyzyjny sposob wklada sobie kawaleczki do buzki, a co najwazniejsze nie rzuca miseczka (wczesniej bardziej byl podekscytowany sama miseczka niz jej zawartoscia).
Przebija piatke.
Ma 6 zebow (tak, tak... nastepnego dnia po sztuce piatej, wybil sie kolejny!).
Nauczyl sie upadac, chroniac przy tym glowke.
Potrafi robic papa, ale tylko wtedy, kiedy jemu sie chce (bron Boze na zawolanie!).
Potrafi grac w pilke i sam prowokuje rodzicow do zabawy.
Karmi nas wszystkim co pod reka sie znajdzie.
Za pomoca paluszka potrafi dac nam znac, ze cos chce (pic, jesc itp)
Ma tez na swoim koncie dwa samodzielne kroczki, ale poki co smiga na czworakach.

Szczerze mowiac moglabym wymieniac i wymieniac, a pewnie i tak o czyms bym zapomniala.

Dla mnie ten Maly Wielki Czlowiek jest WSZYSTKIM!
Jest po prostu DEBESCIAKIEM!

środa, 25 kwietnia 2012

Od Nas dla Was! CANDY!

W podziekowaniu za Wasze istnienie i cenne dla mnie komentarze,
mam dla Was  
mala niespodzianke

dziecieca koszulka NEXT (1,5- 2 lata, 92cm)  
ksiazeczka "My first 123" 
100% ekologiczny makaron (od 7mz)  
czekoladki 
maseczka do wlosow


Zasady proste:
zostaw komentarz pod postem
Bedzie mi bardzo milo jesli: 
podlinkujesz zdjęcie z info o candy u siebie na blogu
(nie jest to warunek konieczny)

Zgloszenia od dzis 25.04  do 10.05. godz. 23:59
Losowanie odbędzie się 11 maja, a maszyna losujaca bedzie Maly Zizi we wlasnej osobie!
ZAPRASZAM DO ZABAWY!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dwujezyczne dziecko

Raz na jakis czas mam przyjemnosc uslyszec dosc banalne pytanie.
Pytanie, ktore troche irytuje, poniewaz dla mnie- “matki Polki” odpowiedz moze byc tylko jedna.
Dotyczy ono komunikacji miedzy nami- rodzicami, a naszym dzieckiem.
Pytana jestem o jezyk, w ktorym sie porozumiewamy i ilekroc sie z tym pytaniem spotykam, zastanawiam sie jaka odpowiedz uszczesliwilaby rozmowce... ze moze po angielsku mam mowic do mojego wlasnego dziecka? Ze moj maly chlopiec ma zamienic sie w lityl boja? Oj nie…co to, to nie!
To dla mnie niewykonalne. Kompleksow z powodu mojego ojczystego jezyka nie posiadam i wstydzic sie wiec jego nie bede, nawet na obcym gruncie.
Nie wyobrazam sobie wyrazania swoich uczuc do Syna w inny sposob niz w jezyku ojczystym, tym ktorego nauczyli mnie moi rodzice, w ktorym roslam, raduje sie, zastanawiam, marze, podejmuje decyzje, modle i spontanicznie reaguje. W tym wlasnie jezyku najlepiej i wedlug mnie najtrafniej moge wyrazic to co czuje i naturalnym dla mnie wydaje sie pragnienie przekazania naszej rodzimej kultury i jezyka wlasnemu dziecku. Rownie waznym aspektem, dla ktorego warto o te umiejetnosc zadbac, jest moznosc werbalnego porozumiewania sie dziecka z dziadkami i bliska rodzina pozostala w kraju.

Jednak wypielegnowanie poprawnej polszczyzny poza granicami naszego pochodzenia jest nie lada wyzwanie dla rodzicow.
Jezyk polski malucha, ktory caly czas spedza z mama, jest niczym niezagrozony. Jesli jednak oboje rodzice pracuja, a dziecko jest w zlobku, bedzie przyswajalo przede wszystkim jezyk, ktory slyszy najczesciej. Wtedy, juz trzeba wspierac jezyk polski - czytajac bajki i wierszyki po polsku, sluchajac piosenek, ogladajac polskie programy dla dzieci. I przede wszystkim trzeba - jak najwiecej mowic po polsku.

Kilka najwazniejszych  reguł, ktore nalezy przestrzegac podczas wychowania dwujezycznego:
  • Trzymac sie zasady: jedna osoba – jeden jezyk, lub jezyk otoczenia- jezyk domowy czyli w sytuacji, gdy rodzice posługuja sie roznymi jezykami ojczystymi wskazane jest by kazde z nich w kontakcie z dzieckiem uzywało swojego jezyka. Zatem: Jedna osoba – jeden jezyk. Dziecku jest wtedy latwiej przyzwyczaic sie do kojarzenia jednego jezyka z matka, a drugiego z ojcem.
  • Stosowac poprawna polszczyzne (czy tez odpowiednie zasady obowiazujące w innym jezyku) zatem, aby dziecko mowilo poprawnie (a co za tym idzie nauka odniosla pozadany efekt) trzeba uczyc go poprawnie sie wypowiadac. Jesli bedzie stosowalo sie tzw. mixy jezykowe: „ten dom jest taki big” albo „so jak juz powiedziałem” dziecko bedzie je powtarzac, a co za tym idzie nie bedzie potrafiło mowic zadnym z jezykow poprawnie, bo nie bedzie dostrzegalo roznicy i bledow jakie popelnia.
  • Kiedy nie znamy jakiegos jezyka, a chcemy by dziecko bylo dwujezyczne lepiej zapisac go na specjalne zajecia, gdzie nauczy sie mowic poprawnie. Decydujac sie na nauke w domu, rezygnujac z poslugiwania sie jezykiem polskim nie tylko narazimy dziecko na wyuczenie sie niepoprawnego jezyka (a tym samym nieprzydatnego) jak rowniez sprawimy, ze przestanie ono pamietac jezyk polski. Dlatego tez rodzice znajacy tylko jeden jezyk powinni się nim poslugiwac przy dziecku, uczac go tym samym jego zasad, a nauke drugiego jezyka zostawic szkole lub opiekunce.
  • Im dziecko jest starsze tym wiecej pracy wymaga. Nalezy dopilnowac, by dziecko staralo sie uzywac wszystkich jezykow, ktore zna w przeciwnym wypadku ten najrzadziej uzywany zostanie zapomniany.
  • Nalezy pokazac dziecku dlaczego warto sie uczyc kilku jezykow, pokazac mu kraj, ktorego jezyk sobie przyswaja, zapoznawac go z kultura i rozrywkami jakie sa w danym kraju popularne lub znalezienie mu przyjaciol, ktorzy mowia tylko w danym jezyku. Dziecko potrzebuje bowiem motywacji. Im powod bedzie ciekawszy tym motywacja silniejsza.

Zrodlo:

www.dziecko.ebrzuszek.pl; www.logopeda.pl; www.znajdz-prace.nl; www.e-holandia.info


                                                        ***

Zeby bylo interesujaco, i zeby cos sie dzialo z okazji moich 50 postow i 50 obserwatorow szykuje dla Was niespodzianke! 
Szczegoly w nastepnym poscie, takze zapraszam.

sobota, 21 kwietnia 2012

Nocne koszmary ze szczypta dziennych histerii

Moje zycie ostatnimy dniami wypelnia placzaco-marudzaco- jeczacy Syn.
Zaczyna marudzic juz w pierwszej minucie po otwarciu oczu. Ba! On marudzi nawet zanim jeszcze je otworzy! Jeczy, marudzi i placze...I tak od kilku dobrych dni. No dobra, czasami tez sie smieje.

Zaczelam przeklinac noce. Na mysl o zblizajacej sie porze mojego ukladania do snu robi mi sie zle... dlaczego? Bo zwykle jakies 15 minut pozniej jestem juz na nogach! I na tych nogach zostaje praktycznie przez cala noc, no z przerwami na spanie (bardzo optymistyczna opcja- 5h snu). Moje zmeczenie siegnelo juz dosc niebezpiecznego punktu. Wczoraj zmienialam dziecku pieluszke, a po chwili zastanawialam sie czy napewno to zrobilam i czy kupa, ktora mam przed oczami napewno nie byla ta poranna!
I dzisiaj, bedac u kresu wyczerpania fizycznego i psychicznego spojrzalam po raz kolejny w paszcze Syna z nadzieja, ze to zebiska sa winne calemu temu koszmarowi... I nic.
Dziasla normalne, nienaruszone, slowem- nic sie nie dzieje.
Ale cos mnie podkusilo zeby dolna szczeke sprawdzic (nie wiem dlaczego wczesniej ubzduralam sobie, ze to napewno gorne dwojki). I jest! Panie i Panowie- Numer 5 jest z nami! Piekna, swierzo narodzona, malenka (bo ma z pol milimetra) i sniezno biala dolna, prawa dwojeczka!
Takze nocne koszmary sa usprawiedliwione i wszelkie krzywdy zadane matce podczas tych nocy wybaczone. 

Synowa paszcza

Ale ale... to nie wszystko. Od kilku dni, a dokladnie trzech, Syn zaczal stosowac dziwne sposoby na wymuszenie rzeczy, ktore sa mu zabronione. Zaczal nas testowac i to bardzo aktywnie!
Debiut maja histeryczne luki do tylu polaczone z rownie histerycznym placzem.
Robily tak Wasze Maluchy? Moze znacie jakies lekarstwo na tego typu zachowanie?
Czasami pomaga odwrocenie uwagi od porzadanej rzeczy, ale niestety nie zawsze...
Bede wdzieczna za wskazowki.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Pierwsza pomoc

Kilka dni temu w wiadomosciach podano informacje o dzielnym funkcjonariuszu policji, ktory to dzieki opanowaniu i doswiadczeniu pomogl prowadzic reanimacje kilkutygodniowego niemowlaka, ktore sie zakrztusilo, podajac wskazowki przez telefon. Z opanowaniem instruowal zrozpaczona matke jak udzielic pierwszej pomocy dziecku do czasu przyjazdu karetki, ktora uprzednio wezwal.
Po kilku minutach dziecko zaczelo normalnie oddychac.

Cala ta historia troche mna wstrzasnela, bo nie wyobrazam sobie jakby mojemu Synkowi cos nie pozwalalo normalnie oddychac, a moja bezradnosc lub niewiedza paralizowala mnie w obliczu takiego zagrozenia. O tym jak udzielic pierwszej pomocy w takich przypadkach teoretycznie wiedzialam, ale tylko dzieki temu, ze natknelam sie na tego typu informacje w jednym z moich poradnikow (nie szukalam z premedytacja) i jesli mam byc szczera przegladnelam tylko ilustracje, myslac sobie w duchu, ze to mnie za bardzo nie dotyczy.
Juz od jakiegos czasu serwuje Synkowi warzywa i owoce w wiekszych kawalkach i tak czasami do przygryzki dostanie np pol jabluszka czy kawal bulki. Nie raz sie zakrztusil, ale za kazdym razem dzielnie wykaszliwal samodzielnie to, co mu w drogach oddechowych utkwilo i zablokowalo chwilowo swobodne oddychanie.
Biorac pod uwage fakt, ze grozniejsze zakrztuszenie moze zdarzyc sie kazdemu, poprawilam sie i wiedze na ten temat troche zglebilam. To samo proponuje wszystkim mamom ( odpukac w niemalowane, zeby nikt nie musial praktykowac tych instrukcji).

 INSTRUKCJA UDZIELANIA PIERWSZEJ POMOCY PRZY ZAKRZTUSZENIU

Po pierwsze: Zawsze w takiej sytuacji wolamy o pomoc- nalezy jak najszybciej wezwac pogotowie- nr tel. 999 lub 112
W przypadku zakrztuszenia niemowlecia nalezy na wstepie sprawdzic czy cialo obce widoczne jest w buzi dziecka. Jesli tak- probujemy wyjac je za pomoca malego palca jednym ruchem. W przypadku gdy jest to niemozliwe, nie ponawiamy proby i nigdy nie probujemy wyjac przedmiotu na slepo- grozi to prawie na pewno wepchnieciem przedmiotu glebiej!
Nastepnie oceniamy rodzaj kaszlu:
  • jesli jest to kaszel efektywny- glosny, wyrazny, dziecko moze nabrac powietrza do pluc, placze i reaguje na nasze sygnaly- trzymamy je na rekach glowka do gory i zachecamy je do samodzielnego "wykaszlenia" ciala obcego z drog oddechowych
  • jesli jest to kaszel nieefektywny- cichy, bezglosny, dziecko nie moze oddychac, plakac, sinieje- musimy mu pomoc i przystepujemy do wykonywania nastepujacych czynnosci:
 Niemowle do pierwszego roku zycia

 1. Kladziemy dziecko na przedramieniu glowa w dol w taki sposob, by nasza dlon trzymala  jego brodke. Dlon ma za zadanie przytrzymac glowke, ktora u malych dzieci jest ciezka.
  
2. Uderzamy dziecko mocno nadgarstkiem drugiej dloni 5 razy miedzy lopatkami- dzieki temu powinno wykrztusic przedmiot.
 3. Odwracamy dziecko na placy i sprawdzamy czy przedmiot zostal usuniety.
4. Jesli nie- 5 razy uciskamy dwoma palcami klatke piersiowa tuz powyzej miejsca, gdzie zebra lacza sie z mostkiem, druga reka podtrzymujemy glowke.
5. Na zmiane uderzamy dziecko miedzy lopatkami i uciskamy klatke piersiowa do czasu az przedmiot wypadnie albo dziecko straci przytomnosc.

Jesli dziecko stracilo przytomnosc: 

6. Kladziemy dziecko na plaskiej powierzchni. Trzymajac dlon na czole dziecka odginamy jego glowke i unosimy brodke. Pozwoli to udroznic drogi oddechowe oraz sprawdzic, czy ciala obcego nie widac i czy nie da sie go usunac palcem. 
 7. Poniewaz dziecko nie oddycha, nabieramy powietrza, obejmujemy ustami usta i nos dziecka i wdmuchujemy swoje powietrze wydechowe. Nasz oddech powinien uniesc klatke piersiowa dziecka i trwac od 1-1.5 sekundy. Wykonujemy cykl 5 oddechow. 
Wazne: niemowle potrzebuje o wiele mniejsza objetosc powietrza niz osoba dorosla.
8. Jesli klatka nie unosi sie przy oddechach, nalezy przed kazdym nastepnym jeszcze raz skorygowac polozenie glowy dziecka.
9. Jesli 5 prob oddechow sie nie powiodlo, nalezy wykonac 30 ucisniec klatki piersiowej z czestoscia 100/minute w dolnej 1 mostka uzywajac 2 palcow.
10. Po 30 ucisnieciach sprawdzamy jame ustna czy nie widac ciala obcego, ktore mozna usunac, wykonujemy 2 oddechy ratownicze i kolejne 30 ucisniec.
11. Jesli uda sie usunac cialo obce z drog oddechowych dziecka, jesli ktorys z naszych oddechow uniosl klatke piersiowa, jesli dziecko zaczelo ruszac sie lub kaszlec nalezy sprawdzic czy oddycha prawidlowo.
Jesli oddycha, ale wciaz jest nieprzytomne ukladamy jena boku i czekamy na przybycie pogotowia. 
Jesli niemowle nie wykazuje w/w objawow, czynnosci kontynuujemy do skutku lub do przyjazdu karetki. 

Zrodlo: www.akogo.pl
Pierwsza Pomoc w przypadku zakrztuszen
Kampania Edukacyjna


Dzieci od pierwszego do osmego roku zycia

1. Połoz je na swoich kolanach, tak by glowa malca znalazla sie ponizej tulowia. Uderz dziecko 5 razy otwarta dlonia miedzy lopatki (zdecydowanie, ale nie za mocno).
2. Jesli to nie wystarczy, zastosuj metode Heimlicha:

Zrodlo: www.tipy.pl
 
3. Obejmij dziecko od tylu
4. Wewnetrzną strone piesci przyloz do brzucha dziecka tuz nad pepkiem. Druga reka przycisnij piesc do tulowia dziecka
5. Gwaltownym ruchem energicznie uciskaj przepone do gory az dziecko zacznie oddychac, albo straci przytomnosc
Jesli dziecko straci przytomnosc: 

6. Połoz dziecko na plecach
7. Zajrzyj do jamy ustnej. Jesli widzisz ciało obce postaraj sie je wyciagnac
8. Wykonaj dwa powolne oddechy metoda usta-usta. Jesli powietrze nie dociera do tchawicy, zmien ułozenie glowy dziecka i sprobuj jeszcze raz
9. Jesli powietrze wciaż nie trafia do tchawicy pieciokrotnie uderz wnetrzem dloni w nadbrzusze. Powtarzaj powyzsze kroki, az dziecko zacznie oddychac
Zrodlo: www.twoj-lekarz.com.pl 
                                                     ***
 
zeby do konca tak powaznie nie bylo, pochwale sie dzisiejszymi zdobyczami.
Nam sie podobaja, a fakt, ze za wszystko dalismy zaledwie £3 podoba nam sie jeszcze bardziej!

wtorek, 17 kwietnia 2012

Moja polska Polskosc

Poraz kolejny, troche nie po maminemu ten post...

Pod koniec kwietnia mija sieden lat od mojego wyjazdu z Polski.
Dlugo? Niedlugo? Ciezko powiedziec. Troche juz sie tutaj zasiedzialam, bo nie ukrywam, ze pierwotne plany byly calkiem inne. Poczatkowo przyjechalismy tutaj na kilka miesiecy, a zrobilo nam sie kilka lat. Czy palnujemy kiedys powrot? Tak, raczej tak (no chyba, ze wygramy na loterii, wtedy skonczymy nad Garda, we Wloszech). Chce jednak, aby moj Syn mowil plynnie po polsku.
Zaczelo sie od wizyty w pewnym pubie, do ktorego wybralismy sie razem z J (teraz nazywany Tata). Byl to czas, kiedy bylismy piekni i mlodzi. I bezdzietni. Dzialanie chmielowego trunku zrodzilo w naszych glowach pomysl o wyjezdzie. Zazskakujaco szybko, bo juz nastepnego dnia bylismy w stu procentach zdecydowani na emigracje. Po dwoch dniach mielismy juz bilety w reku, a moj pracodawca moje wypowiedzenie. Po 14 natomiast, bylismy juz na wyspie. Zapakowani w dwie walizki, posiadajacy dosc marne oszczednosci jak na otaczajace nas realia, zaczynalismy wszystko od poczatku. 

Mimo zamieszkiwania na obcym gruncie, moja ojczyzna zawsze pozostanie Polska. Chyba nigdy nie bede potrafila wyrzec sie Polskosci, nie wstydze sie jej i czasami wrecz staram sie ja promowac w gronie tubylcow. 
Dzieki emigracji wydoroslal tez troche moj patriotyzm i chyba zyskal troche na znaczeniu. 

ale… 
…czasami irytuje mnie wieczorna papka komercyjnej telewizji informacyjnej, czasami nie moge pojac mentalnosci, jaka zyje w nas, Polakach. Nie potrafie zrozumiec dlaczego inne nacje na emigracji potrafia sie zjednoczyc, a my jak wilki- czekamy zeby noge komus podlozyc. Tacy jestesmy. 
Nie wiem czy to zakompleksienie plynace w naszej krwi, czy wpojone od malego informacje, ze my tacy biedni, pokrzywdzeni, ze Niemcy to, i Rosjanie tamto, ze kazdy obcy to wrog, tylko Stany cacy no i my tacy idealni, tylko non-stop bici w dupsko. Jestesmy troche bez jaj, boimy sie czesto ryzyka. Wszystko musi byc zaplanowane, obliczone, najlepiej jeszcze jakby wytargowane za pol ceny. Lubimy kombinowac zeby bylo taniej i lubimy prawo obchocic jak tylko sie da. Lubimy tez osadzac- oj, uwielbiamy wrecz miec poczucie bycia prawym, ze matka z S jest be, a my tacy fajni, bez grzechu. Bo my przeciez katolicy jestesmy! Sasiadka co swieto papieskie flagi wywiesza, ale dulszczyzna przy kazdej nadazajacej okazji wychodzi. Po choinki na Boze Narodzenie w nocy jezdzi do lasu, ale ksiedza po koledzie syto ugosci, a nawet podlogi w Kosciele na ochotnika zmyje. Tacy wlasnie jestesmy- dulskie ludki. 
Potrafimy zazdroscic sasiadowi nowej bryki i kolezance z pracy wakacji. Nie lubimy, gdy ktos obcy sie do nas usmiechnie, bo co On do cholery od nas moze chcec? Pewnie nienormalny, albo co gorsza chce pewnie okrasc! 
Lubimy sie zjednosczyc przy okazji jakis tragicznych okolicznosci i zrobic z tego swieto narodowe, ale ciezej nam swietowac to co dobre. E tam, wojny, kataklizmy, powstania to duzo lepsza frajda, bo po co hucznie czcic Dzien Niepodleglosci? Fajerwerkow z tego powodu przeciez puszczac nie warto. Z trudem przychodzi nam sie cieszyc z rzeczy malych i malo istotnych. Uwielbiamy tez narzekac na wszystko dookola, ze to drogie, ze pogoda nie taka, ze to i tamto, ale malo robimy aby cos zmienic. 
Nie lubimy wscibstwa, ale lubimy, gdy ktos nas podziwia i wznosi na wyzyny, bo jestesmy jak najbardziej lasy na pochwaly.
Polacy, tacy jestesmy. Samolubni, zakomplekseni i jakby nie patrzec w miare zaradni, bo kazdy Polak jest i hydraulikiem, i ksiegowym rownoczesnie. 

Taka juz nasza natura. Ale… w gruncie rzeczy jestesmy ok, bo nature jakas trzeba miec, my mamy taka jaka mamy- po prostu polska.
I mimo tego wszystkiego, jestem dumna, ze jestem Polka, bo kocham Polske.
Jestem swiadoma faktu, ze krytyka przez przecietnego Polaka tez zbyt chetnie nie jest przyjmowana, takze postu nie nalezy brac personalnie. 
To moje osobiste przemyslenia, rowniez opisujace niektore z moich zachowan, do ktorych sie przyznaje i jawnie neguje. Przymruzenie oka jak najbardziej wskazane.

"Kochani ludożercy
nie patrzcie wilkiem
na człowieka
który pyta o wolne miejsce
w przedziale kolejowym

zrozumcie
inni ludzie też mają
dwie nogi i siedzenie
(...)
Nie mówcie odwróceni tyłem:
ja mnie mój moje
mój żołądek mój włos
mój odcisk moje spodnie
moja zona moje dzieci
moje zdanie"

Przepraszam, jesli kogos urazilam, nie byl to moj zamiar.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kwalifikacje do bycia mama

Pamietam czas zanim urodzil sie Mikolaj. Te tysiace pytan jakie mialam... Absolutnie nie wiedzialam jak to bedzie, kiedy zacznie nas byc o sztuke wiecej.  
Zadawalam sobie typowe dla tego okresu pytania: czy damy rade, czy bedziemy dobrymi rodzicami…
 
Angielska praktyka porodow pozwala na wyjscie ze szpitala juz kilka godzin po przyjsciu na swiat dziecka. Mielismy okazje doswiadczyc tej praktyki i tak, jak zaproponowal personel szpitala, po 6 godzinach po porodzie wrocilismy do domu. Z perspektywy czasu, nawet sie z tego powodu ciesze. Malec nie mial przynajmniej zoltaczki jak wiekszosc noworodkow., opuszczajacych szpitalny prog.  
Pamietam ten wieczor, kiedy wrocilismy do domu. Nawet mieszkanie bylo dla mnie jakies inne. Patrzylismy na Synka i oboje plakalismy ze szczescia, ze On jest z nami. 
Taki maly, taki sliczny i taki nasz, tylko nasz. Najwspanialsza rzecz jaka udalo nam sie stworzyc razem- nasze dzieciatko.
Bylam bardzo obolala. Oboje bylismy przejeci nowa rola. 

Postanowilismy, ze nie bedziemy zapraszac rodziny przez pierwsze tygodnie zycia Malca. Chielismy miec te chwile tylko dla siebie. Chcielismy jako pierwsi poznac naszego Syna i samolubnie dzielic ten czas tylko miedzy soba. 
Bylo tak, jak zaplanowalismy. Pierwsze odwiedziny mialy miejsce dopiero w czwartym tygodniu zycia. 

Czasami bylo ciezko, ale dalismy rade. Z dnia na dzien stalismy sie swiadomymi rodzicielstwa ludzmi.

Sledzac rozne historie blogujacych mam, doszlam ostatnio do pewnego wniosku- kobiety sa kameleonami. Sa herosami, ktorzy potrafia z dnia na dzien, bez uprzedniego przygotowania wywrocic swoj swiat i mimo wszystko funkcjonowac. Potrafia stawic czolo najciezszym wyzwaniom. Juz za samo przyzwolenie przejscia dziecku przez kanal rodny, ktory badz co badz nie jest prostym kanalem do przebycia (brawa dla noworodkow za uporczywe dozenie do celu!), naleza nam sie pochwaly. I nie twierdze tutaj, ze porod czyni mnie cenniejsza, ale napewno nieco twardsza istota, bo bol jakiego wtedy doswiadczylam byl naprawde bolem nie do opisania. Zwienczenie jednak bylo warte przejscia przez ten kilkunasto- godzinny maraton. Dzien przyjscia na swiat upragnionego dziecka to jednak poczatek. Juz nastepnego dnia, zmeczenie przybiera postac typu constans. Jest jak blizniacza dusza, towarzyszaca nam w kazdej sekundzie zycia. Bez zadnej wczesniejszej praktyki, bez kursow kobiety zaczynaja robic cos, czego wczesniej nie mialy okazji doswiadczyc. Zaczynaja sowie zycie. Nie spia po nocach, a mimo to nastepnego dnia potrafia zajac sie dzieckiem, pojsc na zakupy, ugotowac obiad, posprzatac i jeszcze z usmiechem na twarzy potrafia opowiedziec anegdote o smierdzacej kupie maluszka (co gorsza, zdarza sie nawet pogrzebac w takim dzieciecym odchodzie). Jestesmy niezniszczalne! 
Swiadomosc tego, jakim darem obdarzyla nas natura daje mi powod do bycia szczesliwej z faktu, ze naleze do tak zacnego grona, ze jestem kobieta, ktorej duma z wlasnego dziecka przewyzsza nawet najwyzsze gory! 
Ciesze sie, ze zycie dalo mi mozliwosc przezycia tego wszytskiego. I nawet jesli czasami jest ciezko, bo nie ukrywam, ze jest, to cale to zmeczenie znika po zerknieciu na mojego kochanego Synka. I powiem wiecej, jestem w stanie przezyc takich miesiecy duzo wiecej dla widoku tego malego Szkraba.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Anegdoty tygodnia

Mama do Syna: Powiedz Syneczku ma-ma
Synek z usmiechem na twarzy odpowiada: ta-ta
M: To powiedz Synku ta-ta
S: ma-ma
                                  
Pora obiadowa. Syn siedzi w swoim krzesle i konsumuje.
Tata dolacza sie do towarzystwa.
Syn zrzuca zabawke na podloge, tata podnosi.
Sytuacja powtarza sie okolo dziesieciu razy.
W pewnym momencie, po kolejnej reakcji taty, Syn otwiera usta i piekna polszczyzna wypowaida slowo: nu-da

Niedziela, godzina 6 rano.
Syn sie budzi. Dociera sprytnie do maminego stolika nocnego.
Konfiskuje synowa butelke z woda i otlukuje stolik z kazdej mozliwej strony przez kilka nastepnych minut.
Nagle z dolu dociera do nas glosne puk- puk- puk.
Syn obudzil sasiada.

Bujny fryz z dnia dzisiejszego ;)

sobota, 14 kwietnia 2012

Bylismy i swoje widzielismy

Wczoraj udalo nam sie dotrzec do zlobka.
Nasza wizyta nie byla zaaranzowana z zadnym managerem. 
Nie chcialam rozmawiac z dyrektorka, zalezalo mi bardziej na rozmowie z jedna z opiekunek. 
Na miejscu, przed zlobkiem bylismy  przed 5pm. i przyznam szczerze, ze pierwsze wrazenie bylo bardzo pozytywne. Dwie panie opiekunki konczyly wlasnie prace i wychodzily z budynku, za nimi kilka dzieciaczkow kroczylo dumnie z rodzicami za raczke. Maluchy zaczely wolac do Pan i sie usmiechac. Reakcje opiekunek oceniam bardzo na plus, mialy czas zeby sie zatrzymac i zaserwowac dzieciom male wyglupy na do widzenia. Podobalo mi sie to!
Udalo mi sie zlapac jedna z opiekunek i skrasc jej troche czasu (swoja droga, bardzo mila dziewczyna). Uspokoila mnie niektorymi odpowiedziami i nie ukrywam, ze bardzo ucieszyla mnie informacja, ze grupy sa max 9 osobowe, na jedna Pania przypada 3 niemowlakow. 
Najwieksza jednak niespodzianka, jaka miala miejsce wczorajszego dnia byla wiadomosc, ze znajoma majaca synka tylko 3 tygodnie mlodszego od mojego Mlodego poslala Go do zlobka, nad ktorym my sie zastanawiamy. W drodze powrotnej ja spotkalismy. 
Jej opinia naprawde duzo dla mnie znaczy. Wyciagnelam od niej sporo cennych informacji!
                                                            ***

Wszystkim rodzicom bardzo polecam stronke poswiecona kampanii społecznej "Mądrzy Rodzice" organizowanej przez Fundację Kidprotect.pl i Rzecznika Praw Dziecka. 
Cala kampania moim zdaniem jest rewelacyjnym pomyslem, ma na celu przekazanie rodzicom i wychowawcom wiedzy na temat podstaw mądrego wychowania dzieci.
Na stronce mozna znalezc bardzo naprawde ciekawe wskazowki. 
Zamieszczony jest tam rowniez test dla rodzicow, ktory zostal skonstuowany w oparciu o ogolnopolskie badanie poziomu kompetencji wychowawczych polskich rodzicow. 
http://www.madrzy-rodzice.pl/pl/dla-rodzicow/zbadaj-sie-rodzicu/ 
Ja zrobilam, co prawda pierwsza czesc dosc teoretycznie (ze wzgledu na wiek Brzdaca), ale mimo to zachecam do stestowania siebie.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Trudna decyzja & rewolucja

Od poczatku marca zyjemy troche na wariackich papierach.
Powrot mamy do pracy i zycie bez rodziny obok troszke utrudnilo nam codziennie funkcjonowanie.
Tata zmienil swoj plan dnia, opiekowal sie Brzdacem podczas gdy mama dzielnie klikala w myszke kilka mil dalej.

Na tatowej drodze pojawily sie bardzo fajne mozliwosci kariery i grzechem byloby z nich nie skorzystac.
Rowniez moje osobiste porownanie marca z kwietniem, kiedy to zwiekszylam moj etat do 4 pracujacych dni w tygodniu sklonilo nas do podjecia decyzji o rozpoczeciu wprowadzania Synka w swiat maluchow z zewnatrz.
Decyzje o poslaniu Go do zlobka odkladalismy tak dlugo, jak sie dalo, jednak teraz, kiedy Mlodziutki oswoil sie z moja nieobecnoscia cala ta perspektywa nie wyglada juz tak strasznie.

Takze z poczatkiem Maja prawdopodobnie szykuje nam sie rewolucja!
Ja wracam do swoich 3 pracujacych dni w tygodniu- to po pierwsze.
Z czasem, moze za pol roku, moze za rok, kiedy Synek bedzie sie czul bardzo swobodnie na obcym gruncie, pomysle o powrocie na pelen etat.
Na razie definitywnie wykluczam ta opcje.
Po drugie, Maluch od Maja idzie na jeden dzien do zlobka, a beda to Srody.
Tata niestety bedzie w stanie pomoc z Mlodym tylko do konca Maja, wiec po trzecie, od czerwca chcielibysmy, zeby Synek sie na tyle dobrze oswoil z otoczeniem zlobkowym, zeby poslac Go tam na 3 dni w tygodniu, podczas ktorych ja moglabym kontynuowac prace na pol etatu.
Rozwazalismy tez zatrudnienie nianki, lub sciagniecie “operki”, ale…. No wlasnie, zawsze musi byc jakies ale. Ciezko byloby mi zaufac obcej osobie. Pozostawienie Synka sam na sam z opiekunka, ktorej tak naprawde nie znalabym byloby chyba dla mnie trudniejsze. Podczas naszej nieobecnosci nikt nie patrzylby jej na rece, nie wiedzielibysmy jak sobie radzi w trudnych sytuacjach (czasami Mlody ma zle dni). W zlobku jednak, jest tych pan wiecej i kazdy moze podpatrzec co sie w srodku dzieje.

Jesli ktos pomysli, ze to latwa decyzja to sie myli. Poslanie wlasnego dziecka w obce srodowisko nie przychodzi nam latwo.
Boli mnie mysl, ze jakas obca osoba bedzie go przebierac (kiedy On zawsze ucieka), kiedy ktos mu bedzie nosek wycieral czy karmil… Zastanawia mnie jak to bedzie robila i czy bedzie zachowywac odpowiednia higiene, np przy przewijaniu.
Smutno mi sie robi na sama mysl, jednak niestety zycie toczy sie dalej.

Jutro wybieram sie do jednego z wybranych zlobkow w okolicy aby zorientowac sie co i jak.
Przygotowalam sobie liste pytan…
I tutaj mam prosbe do wszystkicj zagladajacych mam. Jesli widzicie, ze w mojej liscie brakuje pytania o cos istotnego, bede wdzieczna za kazdy komentarz.
Z gory wielkie dzieki za pomoc!

- Godziny otwarcia?
- Ilu osobowe sa grupy?
- Ile opiekunek jest na grupe i jakie maja kwalifikacje? Czy kazda pani ma okreslone dzieci do opieki?
- Jak wyglada plan dnia maluchow?
- Jak wyglada dyscyplinowanie dzieci?
- Czy codziennie dzieci wyprowadzane sa na zewnatrz / czy w ogole wychodza?
- Jakie zabwki dzieci maja do dyspozycji?
- Co i w jakich porach serwowane jest do jedzenia? Czy jest mozliwosc przynoszenia wlasnego jedzenia? Co ze sztucami, miseczka?
- Czy maluchy maja dostep do napojow, czy ktos im pomaga? (moj Synek nie pije z niekapka, tylko z doidy cup. Dostepu do niego nie ma non stop. +/- co pol godziny ma podawany kubeczek)
- Gdzie przebierane sa dzieci? (jesli na przewijakach, czy maja jednorazowe maty do przewijania, czy dzieci ukladane sa na tym samym podlozu)
- Pampersy, krem do pupy, husteczki? (Czy dziecko przynosi swoje?)
- Jak wyglada drzemka, czeka sie az dzieciatko padnie podczas zabawy, czy wszystkie dzieci ukladane sa w jednej porze dnia (szcerze mowiac nie wyobrazam sobie tego, ze moj Mlody zasypia grzecznie w lozeczku z innymi dzieciakami)?
- Koszty etc
- Czy przez pierwsze kilka dni moge towarzyszyc mojemu dziecku przez godzine/dwie lub nawet caly dzien?

***
Update: Juz sama nie wiem co z tym wszystkim zrobic... Moze zlobek nie jest dobrym rozwiazaniem? Moze powinnam zrezygnowac z pracy? Nie wiem, nie wiem... po prostu nie wiem. Boje sie, ze Synek zacznie chorowac...
Update2: Kurde! Przeciez praca to nie wszystko... Burza mozgow!

środa, 11 kwietnia 2012

Mistrzu nieuchwytny

Moje drogie Malenstwo coraz trudniej sfotografowac.
Fakt, ze matka sporo tych zdjec porobila w ostatnich miesiacach, ale od jakiegos czasu zamiast cudnej buzki Syna, mama na podgladzie ma na pierwszym planie raczke.
Trzeba przyznac, ze raczka tez do cudnych nalezy, takze raczki do archiwum tez bedziemy skladac!

                                                     ***

Powod, dla ktorego opublikowalam poprzedni wpis nie byl tak banalny jakby sie wydawalo.
Post byl bowiem owocem testu jakiemu sie poddalam w dniu wczorajszym.
Przyjelam jednak troszke inne zasady niz nakazane w oryginale.
Dalam sobie po 10 minut (10/ kazde) na wypisanie wszystkich “lubie” i “nie lubie” jakie mi do glowy wpadna. Na koniec podliczylam moje wypociny.
Cieszy mnie, ze moich pozytywow uzbieralo sie wiecej (40-34).

Ponizej, oryginalny test Roberta Winstona
, ktory pozwala nam sprawdzic i uswiadomic jak szczesliwi jestesmy danego dnia :)
Postarajcie sie nie rozpoczynac testu dopoki nie bedziecie gotowi.
Potrzebny bedzie zegarek, kartka papieru lub komputer i cos do pisania.

Notujemy dokladny czas. Start.

Zanotuj piec szczesliwych wspomnien, ktore pierwsze wpadna Ci do glowy.
Zatrzymaj czas i zapisz czas w ktorym ukonczylas zapisywanie wspomnien.

A teraz analogicznie to samo cwiczenie, ale notujemy piec niezbyt milych wspomnien, ktore nawina Ci sie pierwsze przez mysl.
Zanotuj czas.

Porownaj czasy...

Nasz stan umyslu ma wplyw na nasza pamiec.
Jesli mamy dobry dzien, pozytywne wspomnienia wypelniaja nasz umysl, te gorsze odchodza na drugi plan. Wynik testu ukazuje nam jak wielki wplyw na wspomnienia ma nasze samopoczucie.

Z ksiazki "Child of Our Time" Tessa Livingstone z przedslowiem Roberta Winston'a [Amazon]. 

wtorek, 10 kwietnia 2012

Lubie ws. Nie lubie

Lubie:
- slonce, blekitne niebo i temperature +24 wzwyz
- dobra herbate ( a gdy jest taka akurat do picia, to w ogole rewelacja).
- lubie tez miete (i nie dlatego, ze mam zgage)
- wszelkiego rodzaju slodkosci
- kiedy na dzien dobry widze usmiech mojego dziecka
- kiedy czuje wewnetrzna chec do dzialania
- kiedy taka chec widze u taty
- chodzic w sandalach
- dzien dobry tvn z rana
- big tasty z Mc Donalds i spicy chicken wings’y z KFC
- kiedy mam wene
- fotografowac, nie zawsze wychodzi mi to dobrze, ale najchetniej aparat bralabym wszedzie ze soba (z uwagi na jego rozmiar niestety to niemozliwe)
- byc zawalona robota po uszy
- roze i tulipany
- moment, kiedy koncze prace
- koty i ich zwyczaje
- spacery z wozkiem
- wygodne i plaskie buty
- wesela
- czuc sie bezpieczna
- gre w scrabble, grywam nawet na “kurniku”
- ciepla wode w morzu i duze fale
- ogorki malosolne i smalec
- kiedy tata gotuje, bo naprawde ma do tego talent
- wychodzic zadowolona od fryzjera
- zjesc sniadanie na swierzym powietrzu
- myslec o realizacji marzen (przyczepa kampingowa to nasze ostatnie must have!!!)
- polski cieply chleb z prawdziwym maslem i sola
- chinszczyzne, hiszpanskie tapasy i wloskie makarony
- miec domowy lunch w pracy
- kiedy dookola robi sie zielono
- zapach konwalii
- kiedy liscie na jesien szeleszcza pod stopami
- zbierac grzyby w lesie
- spiewac, czasami nawet oldskule typu Jarocka czy Sipinska
- podrozowac, i nie koniecznie musi byc to wyprawa na drugi koniec swiata… rownie wielka frajde sprawia mi wyjazd poza miasto
- spac
- spacer po letnim deszczu
- wiosna- chlodnik ukrainski
- miec million powodow do usmiechu

Nie lubie:
- wiatru, zimnego deszczu i szarego nieba
- suchych rak
- zimnych stop
- kataru, a zaraz po nim wychodzacej opryszczki
- pieniedzy i faktu, ze nie da sie bez nich zyc
- sytuacji, gdy ktos na mnie spojrzy z byka gdy uslyszy, ze mam inny akcent
- kiedy klade sie spac i czuje niepokoj
- ciaglej dyskusji o katastrofie smolenskiej i chorego mesjanizmu JK
- anyzowych cukierkow
- wolno poruszajacych sie ludzi niczym zblakane owce w centrach handlowych
- mycia glowy
- robic czegos, co z gory nakazane
- kiedy przypali mi sie zupka dla Mlodego
- odglosu zgrzytania zebami
- kiedy ktos podpisuje sie wlasnym nazwiskiem pod przeze mnie zrobiona praca lub odwrotnie- podpisze moim nazwiskiem cos czego ja na oczy nie widzialam
- kolejek w sklepach, dlatego wyprzedaze wole omijac szerokim lukiem
- wyrzucac jedzenia
- sytuacji, kiedy hacze przypadkowo nowe rajstopy
- kiedy leci mi krew z nosa
- swojej bezradnosci
- biurokracji
- nieszczerego usmiechu
- kiedy pada mi komorka
- zapachu mleka
- interesownych znajomosci
- kiedy ucieknie mi winda, a na nastepna musze czekac kolejne kilka minut
- sarkazmu
- gdy dotkne czegos swierzo pomalowanym paznokciem
- kiedy do bialego prania przypadkowo wpadnie mi jakas kolorowa skarpetka (zegnaj sniezno- biala bielo na zawsze!)
- popeliniarstwa *
- kiedy ktos mnie oklamuje
- kiedy przeciekaja buty
- kiedy zaczyna padac, a ja nie mam parasolki, ani kaptura
- prasowac, oj tego wrecz nie cierpie
 
*robienie czegos niedokladnie

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Update

Swieta, Swieta i po Swietach.
Spedzilismy je w trojke. Czasami w takie dni, kiedy jest sie tak daleko od najblizszych przychodza chwile smutku i chec bycia tam, gdzie nas w danej chwili nie ma. Zycie jednak charakteryzuje sie tym, ze nie uszczesliwia wszystkich naraz. Na swoja kolej trzeba poczekac w kolejce.
Mimo wszystko spedzilismy ten czas bardzo milo.
Synek na sniadanie wielkanocne dostal swoje jajco i chlebek. Skonsumowal wszystko pieknie, oczywiscie podlodze tez dostalo sie co nieco.

Przed swietami postanowilam stworzyc cos wlasnymi rekoma, co posluzyloby za ozdobe wielkanocna. Pierwotnie miala byc z jednego koloru filcu i masy solnej (o taka jak u Bee, tu ), jednak stwierdzilam, ze Mlodziutkiemu bardziej przypadnie do gustu kolorowa zwierzyna- nie mylilam sie! Ku mojemu zaskoczeniu nawet sie nimi bawil, i to z 15 minut!

Zajac, kurczak i baran, ktory okazal sie byc raczej byczkiem
                                                           ***

Zachowanie najdrozszego Synusia w ostatnich dniach spowodowalo wprowadzenie stanu zagrozenia w lokum, ktore zamieszkujemy. Setki razy doszlo do dosc niebezpiecznych sytuacji, w ktorych mamine czy tatowe serce stanelo z przerazenia. Postanowilismy postawic kres tym stresujacym sytuacjom i zabezpieczylismy cale mieszkanie przed malolatem.
Pierwsza reakcja Mikolaja na owe cuda nie byla zaskoczeniem, juz kilka sekund po skonczonej pracy pojawily sie proby zdewastowania- na szczescie daremne. Domowej roboty zabezpieczenia wygraly z drapieznikiem (wszelkie przyciski, ktore znalazly sie w zasiegu reki zostaly przy okazji wlaczone)!

Do zabezpieczenia telewizyjnego mebla i szklanych krawedzi stolika posluzyl nam papier toaletowy i tasma klejaca. Najwiekszy jednak problem mielismy z nogami od stolika, zostaly one owiniete w reczniki i zaklejone tasma. Ze wzgledu na potrzebe dostepu do szafek w kuchni, postawilismy na funkcjonalnosc- gumki recepturki przyszly nam z pomoca.
Mam nadzieje, ze beda spelniac oczekiwana funkcje.
Jestesmy gotowi na atak destruktora.


                                                           ***
 
Powoli wszyscy wracamy do swiata istot bezflukowych. Synek o niebo lepiej sie czuje, choc nosek nadal musi byc czyszczony frida,  jednak z tym co bylo kilka dni temu to i tak jest super!
Szkoda, ze jutro znowu spotkanie z codziennoscia...Od poczatku kwietnia pracuje po 4 dni w tygodniu, znowu gdziesz miesiac umknal niepostrzezenie...

Wszystkiego dobrego po Swietach!

czwartek, 5 kwietnia 2012

Flukmen x 3

Jakis czas temu chwalilam sie faktem, ze Syn mimo swojego powaznego wieku ani razu nie byl chory.
Tym razem dopadlo i Jego.  A ze Mlodziutki do skner nie nalezy, postanowil podzielic sie zarazkiem z mama i tata. W efekcie, w chwili obecnej mieszkanie okupuja zaflukane trzy ludzkie sztuki.
Nosy czerwone, nosy wilgotne, nosy pozatykane.
Swiatlo razi, gardla szczypia, kosci bola.
Frida w akcji, sauna w lazience, wyciskana cytryna.
Zyjemy jednak nadzieja, ze zawsze pierwsze dni sa najciezsze. Nie chcemy zaflukanej Wielkanocy...
Pocieszajace tez to, ze najmlodszy flukmen zawartosc nochala ma czasami zabarwiona na zolto, co oznacza poczatek konca.

środa, 4 kwietnia 2012

Krwawy wtorek

Historia moze niezbyt pasuje do maminego bloga, ale musze sie nia podzielic, bo trauma jaka pozostala po tym wydarzeniu nie pozwala mi zapomniec.
 
We wtorkowy ranek, razem z kolezanka mialysmy stawic sie na spotkaniu z klientem.
Oznaczalo to wczesniejsze zaczecie pracy, poniewaz musialysmy dojechac do sasiedniego miasta.
Pojechalysmy…ale na naszej drodze pojawil sie ON… Nie wiadomo dlaczego tam byl. Dziwnie sie ruszal…
Na autostradzie nie do konca mozna zmienic pas w ostatniej chwili, tymbardziej przed 9, kiedy wszyscy gnaja na leb, na szyje do pracy i ruch wzmozony.
Az nagle znalazl sie przed nasza maska… nie mial z nami szans, a my z nim.
Zginal na miejscu.
Wygladalo to tak jakby chcial to zrobic, jakby samobojcze mysli byly winne jego obecnosci w tym miejscu i o tej porze.
 
Byl pieknym bialo- szarym golabkiem. Sila z jaka go uderzylysmy byla na tyle duza, ze jego cialo zostalo wmontowane w kratke, ktora znajduje sie z przodu auta.
Zatrzymalysmy sie na najbizszych serwisach. Probowalysmy go sprzatnac… za jedna stopke, za druga, za obie ciagniemy- bez skutku.
Wmontowal sie do kratki na stale? Jakis tankujacy gosciu widzac, ze kobiety sie z czyms mecza, i nachylaja, i oczy duze robia, i twarze zaslaniaja, i wkolo powtarzaja “Oh no”, podszedl zaciekawiony.
Popatrzyl i zaoferowal pomoc. I znowu proby- za jedna stopke, za druga… nie idzie. Chwycil za glowe, pociagnal… Glowa sie urwala, krew polala.
Reszte sciagnal za tlow- brutal jeden! I to bez rekawiczek!
Niby powinnismy byc wdzieczne, ale….czy trzeba bylo az tak brutalnie? Usiadlysmy w aucie zszokowane tym co sie stalo, popatrzylysmy na siebie ze zrozumieniem i pojechalysmy dalej… Biedny golabek skonczyl w koszu na smieci.
 
Na spotkanie dojechalysmy z 45 minutowym opoznieniem. 

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Pulpety dla wytrwalych

Nagotowalam sie wczoraj, oj nagotowalam...
Zamiast ciaglych zupek, ktore zwykle serwuje Mlodemu, postanowilam ze przygotuje mu cos extra. No i zrobilam- pulpety z makaronem (specjalny mini rozmiar eko muszelek dla niemowlakow od 7mc).
Mialo byc szybko, a doszlo do tego, ze w kuchni siedzialam poltorej godziny przygotowujac obiadek dla dziecka!
Pocieszajace jednak to, ze z relacji taty Synek zajadal sie pulpecikami czyli smakowalo.
Dla takiego finiszu warto posiedziec czasami dluzej przy garach.

PULPETY Z KURCZAKA
  • piers kuraka (+/- polowa)
  • pol jaja
  • 1-2 lyzki bulki tartej
  • zielona pietruszka
  • marejanek
  • marchewka
  • 3 plasterki pietruszki
  • plasterek selera
  • 2 plasterki pora
  • ewentualnie troche wody

Warzywa ugotowac na parze, mieso zmielic (z braku maszynki do miesa, kurczak zostal przeze mnie zblendowany).
Po ugotowaniu warzyw, rozgniesc je widelcem. Nastepnie wszystko razem wymieszac, dodac jajco, bulke tarta, zielona pietruszke, majeranek i formowac malutkie pulpety. Gotowac na parze przez ok 30- 40 minut.

Z podanej ilosci produktow wyszlo mi 16 mini pulpecikow. Miesko serwowane z makaronem.
O tyle danie ciekawe, ze Malec sam mogl sie czestowac. Podzielil sie tez z podloga i krzeslem...

niedziela, 1 kwietnia 2012

Palec wskazujacy

Wydawaloby sie, ze jeszcze niedawno nasz Syn byl niemowlakiem nie posiadajacym za bardzo umiejetnosci komunikowania sie z otoczeniem.
Te czasy jednak minely.
Odkad Mikolaj zauwazyl, ze wskazujacy paluszek ma wladze, zaczal sprytnie fakt ten wykorzystywac.
I tak, kiedy Mlody ma ochote na spacer, podchodzi do okna i pokazuje palcem. Kiedy chce do taty, pokazuje palcem, kiedy do mamy, na mame palec. Ten palec jest wszedzie!
Pokazuje praktycznie za kazdym razem, kiedy chce cos starszyznie przekazac.
Palec ten bowiem ma wladze potezna, potrafi gory przenosic i sprawia, ze rodzice czasami tancza jak palec zagra!
Czesto, podczas spacerow, aby dac upust mojej matczynej milosci, zatrzymuje wozek i obdarowywuje Syna buziakiem w policzek.
Dzisiaj tez chcialam... i dalam, ale w momencie buzkowania uslyszalam glosne "yyy yyy yyy" i zauwazylam jak unosi sie malenki paluszek wskazujacy i pokazuje mi kierunek, w ktorym powinnismy sie udac.
Eh.
Matka wyprostowala sie i zgodnie z instrukcja wszechwiedzacego palca powedrowala dalej.

Coz, u nas w domu na dzien dzisiejszy palec Syna ma wladze absolutna!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...