piątek, 18 listopada 2016

Camperem po Europie! cz.5 Wlochy

Po kilku wspanialych dniach spedzonych w Chorwacji przyszla pora na Wlochy.
Juz po raz kolejny, bo 3 w ciagu ostatnich 6 lat wyladowalismy w Torbole nad jeziorem Garda lezacego u podnoza Alp Trydenckich.
To zdecydowanie nasze ulubione miejsce w Europie! To miejsce, gdzie oddychamy pelna piersia!
Uwielbiamy tamtejszy klimat i charakterystyczny widok Gardy, ktory mimo, ze znamy juz bardzo dobrze, za kazdym razem wprawia nas w zachwyt.
Dzieki porannym wiatrom, ktore praktycznie momentalnie ustaja w okolicach poludnia polnocna czesc jeziora jest rajem dla fanow zeglowania deskowego i to wlasnie miedzy nimi mielismy okazje pomieszkac kilka dni. Kolorowe maszty do windserfingu mozna bylo znalezc wszedzie!
Samo miejsce kempingu tez bylo niczego sobie, bo praktycznie sasiadowalo z jeziorem. Od wody dzielilo nas doslownie kilkanascie metrow, bo udalo nam sie znalezc wolne miejsce tuz obok bramy na promenade .
Cieszylo nas, ze alpejski klimat przypadl do gustu Mikolajowi. Bardzo szybko zaklimatyzowal sie na kempingu i w rownie szybkim tempie znalazl sobie kilku niemieckich kolegow, z ktorymi szalal na rowerach po calym polu. Udowodnil, ze w przypadku dzieci nie istnieje termin bariery jezykowej. Chlopaki zapraszali sie wzajemnie do siebie, bawili na placu zabaw, a czasami nawet znikali gdzies na kwadrans... widac bylo, ze Miko dobrze sie tam czul.
Nad Garda czulismy sie jak w domu. Wiedzielismy gdzie robia najlepsza pizze i kebab, jak dojsc do sasiedniej Riva di Garda, na plac zabaw, do wloskiej lodziarni czy gdzie zrobic zakupy.
Wiedzielismy czego sie spodziewac, a spodziewalismy sie wszystkiego najlepszego, bo nad Garda czujemy, ze zyjemy! Love it ♡











We Wloszech udalo nam sie wreszcie odwiedzic Werone! Przejezdzalismy kolo niej juz trzy razy i zawsze jakos nie bylo nam do niej po drodze.
W miascie Romea i Julii nie spedzilismy zbyt duzo czasu i zapewne nie zaliczylismy wiekszosci zabytkow w miescie, ale te najwazniejsze udalo nam sie zobaczyc.

Nasza dzielna Toyote zaparkowalismy w poblizu bramy prowadzacej na glowny plac w Weronie, Portoni della Bra. To wlasnie tam, parkujac na niestrzezonym parkingu probowano nam przebic jedna z przednich opon. Na pamiatke zloczynca zostawil nam wizytowke z kontaktem, gdzie skupuja uzywane auta. Na szczescie nasze toyka poradzila sobie z nozownikiem, a po nieudolnym ataku pozostalo tylko niegrozne naciecie na oponie.

Pierwsze co rzucilo nam sie w oczy po przejsciu przez brame to dobrze zachowany rzymski amfiteatr, ktory mimo swojego wieku nadal sprawuje swoja funkcje. W zeszlym roku mielismy plan aby zajechac tam na jakas sztuke, jednak ceny biletow skutecznie zniechecily nas do ukulturalniania sie podczas tamtych wakacji. Next time...
Najwiekszym jednak zainteresowaniem wsrod wszystkich turystow Werony cieszy sie Dom Julii, ktory i my postanowilismy odwiedzic.
Aby zobaczyc legendarny balkonik bohaterki szekspirowskiego dramatu trzeba przejsc przez kilkumetrowy podcien, ktorego wszystkie sciany ozdobione byly wyznaniami milosci.
Mimo mozliwosci, na balkonik nie weszlismy, bo ilosc turystow na dziedzincu byla po prostu zastraszajaca. Udalo sie zrobic za to zdjecie przypadkowej czarnoskorej Julii, ktora z owej przyjemnosci skorzystala.
W Weronie zjedlismy przepyszne lody, wypilismy dobra kawe i ruszylismy dalej na zachod, do Francji.













niedziela, 13 listopada 2016

Camperem po Europie! cz.4 Chorwacja

Po przejechaniu ponad 400 km zatrzymalismy sie w miasteczku o nazwie Krk mieszczacym sie na najwiekszej wyspie Chorwacji o tej samej dzwiecznej nazwie. Wyspa jest najchetniej odwiedzana wyspa kraju o czym moglismy sie przekonac juz na samym poczatku naszej chorwackiej przygody. Kamping, na ktorym planowalismy sie zatrzymac niestety nie mial miejsc, drugi z naszej listy rowniez.
Jak sie zdarzylismy zorientowac, na calej wyspie obowiazywal zakaz kamperowania poza polami kempingowymi, a ze wieczor zblizal sie wielkimi krokami to i nawet pojawil sie pierwszy wakacyjny stres. Ostatecznie wyladowalismy na kempingu na wzgorzu, bez plazy, ale za to z basenami, przepieknymi nadmorskimi krajobrazami i darmowymi drinkami na pocieszenie. Od centrum Krk i morza dzielilo nas okolo 20-25minut drogi pieszo i gdyby sie fakt, ze 80% tej drogi byla z gorki, a w przypadku drogi powrotnej pod gore byloby naprawde niezle.
Pole znajdowalo sie w gaju oliwnym, wiec cien, ktory jest naszym warunkiem koniecznym przy wyborze miejsca byl. Standard toalet i prysznicow znosny, sklep jako tako zaopatrzony, dobra restauracja, plac zabaw i 3 baseny- spoko... skupilismy sie wiec na relaksie i ewentualnym marudzeniu na to nieszczesne wzgorze i... pogode, ktora wedlug prognoz (i obserwacji na niebie) miala nam sie troche popsuc. Na szczescie w tym przypadku synoptycy racji nie mieli.

Polubilismy Krk i jego milych mieszkancow. Zachwycila nas krystalicznie czysta woda (Blekitna flaga!) i typowo srodziemnomorski wyglad miasta. Plaze kamieniste, ale przyjemne i nieprzeludnione.
Warto dodac, ze dogadanie sie z Chorwatami nie stanowilo zadnego problemu. Spora liczba chorwackich slow jest bardzo podobna do poolskich, wiec nawet jesli udalo nam sie wylapac ich kilka to z kontekstu mozna bylo zrozumiec znaczenie.

Co jeszcze zapamietamy?
Przepyszne smazone kalamary i malenkie rybki, ktore praktycznie codziennie jedlismy... chorwacka 'chwale', czyli tamtejsze dziekuje... no i polskiego turyste, ktory desperacko szukal smalcu w spozywczym sklepie w 30 stopniowy upal.

Ostatniego dnia w Chorwacji pojechalismy do Baski (3,4,5 zdjecie od dolu) lezacej na poludnio-zachodnim wybrzezu wyspy. To co tam zobaczylismy przeszlo nasze najsmielsze oczekiwania.
Plaza, ktora rowniez zostala wyrozniona Blekitna Flaga to ponoc jedna z najpiekniejszych plaz na swiecie i nie ma co sie dziwic, bo turkusowe wody w Basce powalaja na kolana.




















piątek, 11 listopada 2016

Camperem po Europie! cz.3 Wegry

W Polsce spadly juz pierwsze sniegi, a ja rozpamietuje jeszcze nasza wakacyjna przygode. Troche z opoznieniem, wybaczcie, ale szkoda byloby nie zapisac tych wspomnien, kiedy sa jeszcze tak zywe.
Ostatnio bardzo duzo sie u nas dzieje.
Przeprowadzka do Polski, miesieczna podroz, poszukiwania pracy, wesele mojego mlodszego brata, nastepna przeprowadzka do Warszawy, niegrozny (na szczescie) wypadek samochodowy... sporo tego wszystkiego. Duzo sie dzieje...
Mam kilka zaczetych postow odnosnie naszej reemigracji... odgrzebywanie tych wspomnien, w przeciwienstwie do tych wakacyjnych nie jest juz tak przyjemne, ale mam nadzieje, ze wkrotce sie z Wami nimi podziele.

Po wizycie w Wiedniu ruszylismy na Wegry.
Az trudno uwierzyc, ze mimo naszych wielokrotnych europejskich podrozy nigdy wczesniej nie odwiedzilismy tego kraju. Nic dziwnego, bo co tez mialo nas do niego przyciagnac? Leczo, gulasz, tokaj czy moze wszechobecna papryka?
Jak sie okazalo, procz wyzej wymienionych kulinarnych perelek, nasi bracia Madziarze maja duzo wiecej do zaoferowania niz nam sie wydawalo.
Pierwsze co rzucilo mi sie w oczy to piekne krajobrazy, winnice porastajace powulkaniczne wzgorza, zamki i wegierskie forinty.

Zatrzymalismy sie nad polnocnym brzegiem Balatonu w miejscowosci Revfulop, na Balatontourist Napfeny Kemping.
Idealne miejsce dla tych, ktorzy nie tylko pragna wypoczac, ale i aktywnie spedzic czas. Procz rowerow, ktore wzielismy ze soba czekaly na nas boiska do pilki noznej i siatkowki, z ktorych z przyjemnoscia korzystalismy.
Byl tez stol do tenisa stolowego, ale niestety nasze rakietki zostaly w Polsce... Brawo ja! Na Mikolaja czekal duzy plac zabaw, basen i sporo zajec prowadzonych przez animatorow.
Podczas naszego pobytu nad Balatonem, probowalismy sil przy polowie ryb- niestety zadnej nie udalo nam sie zlapac. Coz, licza sie dobre checi.
Ogolnie rzecz biorac, trafilismy na naprawde fajnie wyposazony kemping z zadbanymi prysznicami, wc-tami, pralniami, miejscami do zmywania naczyn, a nawet do obrobki zlowionych nad jeziorem ryb!
Juz po pierwszym dniu Miko czul sie tam jak u siebie. Na swoim rowerku szalal do poznych godzin wieczornych.

A sam Balaton?
Piekny! To jedno z najwiekszych i najcieplejszych jezior w Europie!
Jego blekit potrafi zachwycic...

Niebywale bylo to, ze na Wegrzech nie bylismy wstanie porozumiec sie po angielsku. W naszych kempingowych sklepach ze sprzedawcami porozumiewalam sie na migi dzieki czemu podszkolilam sie w komunikacji niewerbalnej ;)

Z kulinarnych ciekawostek odkrytych przez nas na Wegrzech, polecamy Longosz, czyli drozdzowo ziemniaczany placek smazony w glebokim oleju podawany na slono. Troche jak nasz polski racuch, ale chyba smaczniejszy choc bardziej tuczacy.
Zasmakowala nam tez paprykowa pasta, ktorej hurtowe ilosci przywiezlismy do Polski.
Milo natomiast nie bede wspominac ryby z miejscowej smazalni, ktora sie z lekka podtrulam...

Podsumowujac, jesli chcecie spedzic fajne wakacje nad czysta woda, ktorej temperatura w lecie potrafi przekroczyc 25 stopni i niekoniecznie macie ochote szukac jej na innym kontynencie- jedzcie nad Balaton! Nie bedziecie zalowac!
Po 4 tygodniach zycia na kempingach w roznych europejskich krajach, ten wegierski zdecydowanie zajal w naszym rankingu jedno z pierwszych miejsc.
My chcielibysmy tam wrocic, ale zdecydowanie na dluzej!












Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...