środa, 27 lutego 2013

M jak Mikolaj

Mikusiowi stuknelo dzis oczko!
21 miesiecy na karku to juz nie przelewki, jeszcze tylko 3 i bedziemy mieli dwulatka w domu!

Czegos komus ostatnio pozazdroscilam.
Tak po ludzku, albo moze bardziej po babsku i moze troche bardziej szalenie niz zwykle, bo o literce E u Olgi nie sposob bylo zapomniec. Moja frustracja wynikajaca z nieposiadania Mikolajowego M rosla z kazdym kolejnym dniem, az przyszedl czas na wykorzystanie owego pozytywnego bodzca na realizacje tych literowych aspiracji.
Przygotowalam karton, olowek, linijke, tasme klejaca, tasme dwustronna, welne i wzielam sie do roboty.
W sumie poszlo gladko, bo zajelo mi to okolo 4h.

Panie i Panowie, przedstawiam nasza literke M jak Mikolaj (Syn twierdzi, ze to M jak Mama).
Jest wysoka i dluga na 26cm oraz 6cm szeroka- czyli taka w sam raz!
Moznaby rzec idealna!

poniedziałek, 25 lutego 2013

Z cyklu i z moralem

Z cyklu “Grzecznosc to podstawa”
Aby dojsc do jednego z naszych ulubionych parkow, musimy przejsc przez jedna ruchliwa jezdnie…
Dochodzimy do sygnalizacji swietlnej. Podnosze Szkraba.
On wciska guzik i mowi “ok”. Mama stawia Go na ziemie, a On na to: “dzieki” i grzecznie podaje mi reke.
Czekamy.
Gdy ujrzymy wyczekiwane przez nas zielone swiatlo, przechodzimy przez jezdnie.
Mikus ma w zwyczaju pomachac do stojacych samochodow i powiedziec “paaaaaa”.
Moral z tego taki, ze kulturalnym trzeba byc wszedzie.

Z cyklu “Zaklinacz smieci”
Obieram marchewki. W worku zostalo mi jeszcze 5 sztuk, ktore mam zamiar schowac spowrotem do lodowki.
Mikus wchodzi do kuchni i bez zbednych slow, wyrzuca reszte marchewek do smieci, a worek po marchewkach biegnie wyrzucic do kosza w lazience!
Moral z tego taki, ze Syn nie informujac nas o tym, zaczal sergegowac smieci.

Z cyklu “Pamietliwy”
Mama spiewa pod nosem: Giuuuuuseppe, giuse giuseppe...
Syn krzyczy: pica!
Moral z tego taki, ze warto czasami kupic pizze, dziecie nauczy sie nowego slowka.

Z cyklu “Pedant”
Miko wszedl do lazienki. Nastapila podejrzana cisza…
Wchodze do srodka i widze rozwiniety caly papier toaletowy.
Na moj widok Brzdac wskazuje pusta rolke po papierze i mowi: “O oooo”.
Nastepnie pokazuje, ze koniecznie teraz trzeba ten smiec do kosza wyrzucic.
Moral z tego taki, ze nawet jesli myslisz , ze masz czyste mieszkanie, Twoje dziecko udowodni Ci, ze tak nie jest, bo smiecia wszedzie znajdzie.

Z cyklu “Cierpietnik”
Mama z Synem poszla do sklepu po pieluchy.
Dziecie bez wozka, wiec bardziej mobilne uparlo sie, ze doniesie je sam do kasy.
Wybralismy odpowiedni rozmiar i w rece wielka pake dostalo.
Ciagnie dzielnie po podlodze i w kierunku kolejki zmierza.
A tam conajmniej 6 osob... same kobiety.
Na widok Malca- cierpietnika zaczely sie uhy i ohy...
No i wpuscily nas bez kolejki do kasy.
Moral z tego taki, ze warto czasami zagrac cierpietnika. Zaoszczedzisz troche czasu.

Z cyklu “Tato!!!”
Na dzien dzisiejszy, najlepsza zabawa Mikolaja jest zamykanie sie w kuchni.
Mamy tam takie specjalne drzwi, ktorych dziecie od srodka nie potrafi otworzyc.
No i wchodzi tam kilkanascie razy dziennie…
A w momencie, kiedy chce stamtad wyjsc, krzyczy na cale mieszkanie: “ Tato, tato, tato!”
Szalenie slodko to brzmi, bo Syn normalnie do J. zwraca sie Tata, a gdy w tarapaty wpada to wola Tato i anielskiej tonacji dostaje.
Moral z tego taki, ze warto byc czasami Slodziakiem, bo wtedy kazdy ulegnie.

Z cyklu “No name”
Zebralo nam sie na zabawe telefonem.
Matka by urozmaicic ten czas, powyciagala z szafy stare aparaty i opowiada:
Syneczku, to jest nokia, to sony ericsson, a to motorola.
Syn na to: nie! aba aba. (aba aba = halo halo).
Moral taki, ze telefon, to telefon, a nie tam jakies marki!

sobota, 23 lutego 2013

Elo Elo

Troche nas nie bylo, ale to wcale nie znaczy, ze nuda wdarla sie w nasze zycie.
Wrecz przeciwnie.
Mielismy okazje poczuc troche nadchodzaca wiosne, stad ta nasza nieobecnosc.
10 stopni na plusie, blekitne niebo i slonce to cos, co lubimy najbardziej!
Udalo nam sie pobyc w miejscach, w ktorych nie bylo nas wczesniej.
Wdrapalismy sie na gorke w niewielkiej miescince zwanej Bollington.
Miko dzielnie wchodzil kamiennymi schodkami pod gore, by wreszcie moc zobaczyc cudne widoki.
Dzielny z Niego chlopczyk!
Pozniej byla fascynacja wymalowanymi  datami, wypatrywanie orla, co ponoc batute porwal Leosiowi (milosc do Malych Einstainow nie umiera!) i takie tam inne atrakcje.
Podobalo sie nam, zreszta wszelakie "wybycia" z Lancashire wrecz uwielbiamy!




Procz tego regularnie odwiedzamy nasz plac zabaw, takze staramy sie korzystac z pogodnej aury ile wlezie. Od wczoraj niestety juz mniej wiosennnie na zewnatrz, ale my sie nie poddajemy i na lono natury i tak dzis wybedziemy!



Milej soboty Kochani!

PS. Nasz kochany ogrodnik zebral pierwsze plony i mial okazje skosztowac swojej rzezuchy.
Po pierwszym sprobowanym listku, powiedzial "mmmm", drugiego juz nie chcial ;)

niedziela, 17 lutego 2013

O milosci do Einstainow

Tata do Syna:
- Kogo kochasz bardziej mame czy malych Einstainow?
- Mama- odpowiada Syn
- A kogo bardziej kochasz, tate czy malych Einstainow?
- Ainta (czyt. Einstains)

Ponizej przdstawiam Wam bohaterow tego zamieszania w naszej rodzinnej hierarchii.
Cala czworka przyszla do nas poczta w ostatnia srode i nadal jest w centrum zainteresowania Mikusia.
Nie rozstaje sie z nimi nawet podczas kapieli! Tata zbudowal dla nich rakiete, mama zbudowala dom, a dziecko jest w siodmym niebie!

Jesli nie mieliscie okazji sie z nimi zaprzyjaznic, pora to zmienic!
My nasza przygode z nimi rozpoczelismy dobre pol roku temu i nie zalujemy ani troche (no dobra troche zaczynamy juz zalowac, bo Syn ich po prostu ubostwia i dnia bez nich sobie nie wyobraza!).
Mali Einstaini to nikt inny jak cztero - osobowa grupa maluchow ( Leos, Ania, Lukasz, Zuzia) podrozujacych rakieta po calym swiecie. Nawet jest odcinek, gdzie dzieciaki maszeruja po Puszczy Bialowieskiej w Polsce!
Na poczatku kazdego odcinka maluchy przedstawiaja jakas znana kompozycje muzyczna i obraz. Przez nastepne 23 minuty trwania seansu te dwa dziela pojawiaja sie co chwila w tle bajki, dzieki czemu utrwalaja w glowkach malych ogladaczy.
Niesamowite jak szybko nasz Mikus polubil Einstainow i jak szybko zaczal rozpoznawac przedstawiane tam dziela muzyki powaznej. Niektore z nich nawet potrafi zanucic, szczegolnie wtedy, gdy prosi o wlaczenie konkretnego odcinka.
Jest to interaktywna bajka, ktora non stop wymusza jakas aktywnasc u widza w formie roznorakich poklepywan czy braw. Odcinki nie stronia rowniez od wszelakich zgadywanek.
No ale co ja bede sie rozpisywac... po prostu polecam!

A Wasze maluchy maja swoje ulubine bajki?





sobota, 16 lutego 2013

Candy- wyniki

No i stalo sie - 12 miesiecy za nami!
Ponad rok temu, lekko niesmialo stawialam pierwsze kroki na blogspocie. 
Bardzo dlugo nie moglam sie zdecydowac na ten ruch. 
Poczatkowo, jako anonim podgladalam kilka z Waszych blogow i po cichu zazdroscilam polotu mamom publikujacym kolejne posty. Blog Zezulli, mamy Synalka, Agaty z Oh Antek oraz Hafiji to pierwsze jakie zaczelam regularnie odwiedzac.

Po opublikowanych 200 postach, przyszla pora na moj maly prywatny bilans... a wlasciwie bilans samych zyskow, bo blogowanie okazalo sie byc dla mnie mega przyjemnoscia!
Ciesze sie, ze dolaczylam do tak fajnego grona blogujacych osob!
Dziekuje Wam wszystkim za Wasza obecnosc, kazdy komentarz i dobre slowo! 
Dziekuje rowniez za wszystkie pochwaly i wskazowki pod postem o urodzinowym candy - te komentarze szczegolnie dodaly mi skrzydel!

A teraz wyniki....
Za maszyne losujaca posluzyl mi dzisiaj generator liczb... 


GRATULUJEMY!!!

Wszystkim dziekujemy za udzial w zabawie,
a szczesliwy numer 14 prosze o kontakt na maila :)

1. Pati
2. Zakątek pełen barw u Eli
3. agula
4. Bellove
5. Olga
6. Iwona
7. Medaline
8. Mama Bumma
9. Ania
10. pomieszane-poplątane
11. Mama Kangurzyca
12. el perezoso viajero
13. teczowa mama
14. Agnieszka
15. Duśka
16. Mama Synalka
17. Mama Dudusiów
18. córka
19. Happy Power Mama
20. Malynowa Mama
21. Aga (Rodzina na zielonym wzgorzu)
22. mamajagody
23. Chelsea-Lena
24. asiolek
25. lasche
26. Aga (Bedziemy rodzicami)
27. Bee
28. Ewa
29. ambiguity
30. Mama Franki
31. Ola Wiecha
32. kachna
33. martahadamek@poczta.fm
34. Niezła Żona
35. Bombelkowa
36. Iwona M.
37. Baby Wonderland
38. herbata
39. Sroka
40. Ania Arbuzowa
41. Joanna_26
42. Emma
43. Archiko
44. kasiarules@interia.pl
45. kat-sat
46. beatka1006
47. Małgorzata Chrobak

środa, 13 lutego 2013

Ogrodnik

Spiesze do Was z depesza, ze od kilku dni Mikus pelni funkcje nadwornego orgodnika i sprawuje piecze nad wspolnie posadzona rzezucha. Z racji swych nowych obowiazkow, regularnie doglada nasza kopustowata roslinke, dba by nie zabraklo jej wody, pielegnuje i wacha, czy aby przypadkiem nie zaczela piekna wonia zachwycac. Jest swiecie przekonany, ze lada dzien Jego oczkom ukaza sie kwiatki i na chwile obecna tej wlasnie wersji sie trzymamy.
Mimo dzisiejszego braku entuzjazmu na moja propozycje podlania roslinki, ogrodnik z Niego jest sumienny i pracowity!
Moze znicierpliwiony (i tak juz szybkim) wzrostem rzezuchy zwatpil w pojawienie sie kwiatkow, a swoje zaangazowanie zdalo mu sie daremne?


poniedziałek, 11 lutego 2013

Kolysanka

Chyba kazda mama wie, jak magiczna moc posiadaja spiewane przez nas kolysanki.
Dzieki nim jestesmy wstanie wplynac na pewne wazne aspekty w rozwoju naszego maluszka.
Pozwalaja wzmocnic wiez miedzy nami, ucza koncentracji, rozwijaja wyobraznie, a kolysanie ktore czesto towarzyszy naszym spiewom pomaga dziecku sie uspokoic i zasnac.
Ja Mikolajowi spiewam praktycznie od zawsze i nie wyobrazam sobie wieczoru bez kolysanki. Pamietam jak w pierwszych dniach po narodzinach Synka odkrylam ich czarodziejska sile. Malutki dlugo nie mogl zasnac... zaczelam spiewac... a moje dzieciatko automatycznie oddalo sie w objecia Morfeusza. Codziennie tuz po naszych wieczornych ksiazkowych przegladach i opowiastkach o tym co czeka nas dnia nastepnego, zaczynam nucic jedna z Jego ulubionych kolysanek. Mikus przytula sie wtedy do maminego ciala, chwyta za dlon i powolutku wycisza........ az w koncu zasypia. Dzieki temu ja rowniez czuje sie spokojniejsza... to takie nasze prywatne zwienczenie dnia. Czasami na poczekaniu wymyslam jakas kolysanke (ku mojemu zaskoczeniu te wlasnie sa najbardziej przez Niego lubiane), czasami falszuje.... czasami tez pamiec zawodzi i wersy uciekaja w niepamiec... ale czy to wazne?
Moj Synek jest moim najwierniejszym fanem! Jest najwspanialsza publicznoscia na swiecie!

Calkiem inaczej wyglada sprawa drzemki popoludniowej.
Dziecie im wieksze, tym czesciej z niej rezygnuje. 
Nasz maly terminator sil ma od groma i troche, na wypoczynek sam sie nie uda i trzeba mu troche pomoc... wtedy youtube przychodzi nam z pomoca.
Wierzcie lub nie, ale Mikus zywkle w 5 minucie juz drzemie!!!
Tak na Niego dziala Axel, ten to dopiero ma moc!


Ciekawostka:
"Terapeuci polecają wszystkim codzienne słuchanie muzyki. Okazało się, iż najlepiej stymulują mózg utwory Mozarta (stad termin „Efekt Mozarta” wprowadzony przez Dona Campbella) i chorał gregoriański – poprawiają także pamięć i koncentrację. Muzyka baroku - Vivaldiego, Telemanna, Bacha – wspomaga i przyspiesza proces przyswajania wiedzy. Utwory Beethovena, Vivaldiego, Straussa harmonizują i integrują rytm pracy serca i mózgu.Tym, którzy mają problemy ze słuchaniem muzyki klasycznej poleca się korzystanie z dźwięków natury - śpiewu ptaków, szumu wodospadu, potoku górskiego, fal morskich."
Zrodlo ciekawostki:  www.baby-shower.pl

A Wy spiewacie swoim Maluchom do snu? Jakie sa Wasze ulubione kolysanki?

piątek, 8 lutego 2013

Nike Victoria

Dzis boginia i uosobieniem zwyciestwa jestem JA!
O tak, JA we wlasnej osobie.
Odnioslam zwyciestwo z sama soba, pokonujac pewna zmore strachem zwana, co juz dlugo we mnie siedziala i wyjsc nie chciala... 
Wsadzilam Mlodziutkiego do auta i pierwszy raz w zyciu sam na sam z nim ruszylam do przodu!
Dzisiaj nie ma miejsca na skromnosc, bo dumna z siebie jestem jak cholera!
Obecnosc Mikusia na tylnim siedzeniu samochodu wbrew obawom, nie rozpraszala mnie ani troche, wrecz przeciwnie, to dla Niego jechalam jak najlepiej potrafilam i az wstyd, ze byl to dopiero ten pierwszy raz. 

Co do wczorajszego dnia... jakbym mogla, to lajkowalabym bez zastanowienia, bo lubie przespac cala noc, wstac prawa noga, nie spieszyc sie nigdzie, zobaczyc troche slonca i miec plan na to, jak przezyc nastepne kilkanascie godzin. 
Juz przed 11 bylismy juz zwarci i gotowi do wyjscia z domu, bo do ludzi nam sie zachcialo.  
Mimo, ze pogodnie bylo tylko przez kilkanascie minut, najpierw zafundowalismy sobie ponad 30 minutowy spacer, a pozniej tramwajem na podboj city centre! 
Wtopilismy sie na troche w tlumy, "uzylismy" wielkomiejskiego zycia, poobserwowalismy tramwaje, autobusy, ludzi i szczesliwi wrocilismy do domu haczac po drodze o piekarnie.  
Tlusty czwartek jednak bardziej byl dla nas tajski anizeli tlusty, aczkolwiek paczkow w domu nie moglo zabraknac. Aby tradycji stalo sie zadosc i Syn dostal swego paczka, nazwanego buka (buka=bulka). Chyba mu smakowalo, bo zjadl prawie calego.
Popoludniu juz cala trojca, skierowalismy nasze wspolne 12 liter do restauracji Chao Baby, ktora zatroszczyla sie o nasze brzuchy (o litery rowniez ;) ). Oryginalne walory smakowe dan i menu zmieniajace sie kazdego dnia sprawia, ze pewnie wrocimy tam szybciej niz nam sie wydaje. Polecam, bo serwuja tam naprawde rarytasy!
Mikus przez pierwsze 30 minut zachowywal sie jak na malego Stwora przystalo czyli znosnie. Pozniej byla obserwacja akwarium, proby ucieczki z krzeselka, a pod koniec spacery po lokalu.
Ogolnie rzecz biorac, fajnego mamy Synka bo mimo, ze sam prawie nic nie zjadl to innym daje sie najesc, a to duzy plus!
Atrakcji jak widac wiele zgotwal nam wczorajszy dzionek. 

Co przyniesie jutro? Nie wiem, ale trzymac kciuki trzeba, bo jest za co!

PS1 Dziekuje za cieple slowa pod poprzednim postem.
PS2 Przypominam o CANDY! 6 dni do konca!

środa, 6 lutego 2013

Nocne incydenty

Kto mnie czyta, ten wie, ze poniedzialek, wtorek i sroda oficjalnie nosi miano roboczych. 
Trzy troche zwariowane poranki, trzy dni bez sniadania i trzy okazje do nalozenia makijazu. 
Po 11 miesiacch od powrotu do pracy wydawaloby sie, ze Syn na dobre przyzwyczail sie do maminej nieobecnosci w te dni. I w sumie tak jest. W ciagu dnia jest wesoly, bawi sie, smieje i nic nie wskazuje na to, aby w jakikolwiek sposob tesknic mial zaczynac. Noce natomiast to juz inna historia, ktora pozostawia duzo do zyczenia. Te z poniedzialku na wtorek i wtorku na srode koszmar przypominaja. Mimo, ze Dziecie okupuje rodzicielskie lozko, budzi sie conajmniej 10 razy! Jednak nie to jest najgorsze… Male raczki na oslep szukaja maminego ramienia, a gdy juz przytula sie do pozadanej czesci ciala, niczym kot szykujacy swoje legowisko paluszkami zaczyna ugniatac mamina skore, a to niestety zmruzyc oczu mi nie pomaga. Wiec chyba Malutki teskni za mna, bo inne nocki spokojnie przesypia... (albo to ostatnie 4 zeby ida?). 
W konsekwencji wyzej opisywanych nocnych synowych procedur, matka we wtorki i srody malo przytomna egzystuje. Przyznac musze, ze do latwych zadan to nie nalezy tymbardziej, ze proba pojecia nowego software'u w robocie koncentracji wymaga... a tej jak na lekarstwo.
Ale mimo to cieplo mysli o Synu i jego obecnosci u boku doczekac nie moze, bo kocha mocno i szalenie wiec nawet te nocne szalenstwa wybaczyc szybko potrafi!

"A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój..."

Byle do czwartku! Duzo juz nie zostalo...

niedziela, 3 lutego 2013

Dom

Ponoc “każdy z nas ma dwa domy – jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i w przestrzeni; drugi – nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach” (Olga Tokarczuk; Dom dzienny, dom nocny).
Ten drugi juz odnalazlam.
I choc miejsca na ten pierwszy nadal szukamy, dzisiaj przedstawiam Wam miasto, w ktorym jest nasz dom, co tymczasowo spelnia funkcje konkretnego.


Milej niedzieli!

piątek, 1 lutego 2013

Wiec chodz, pomaluj moj swiat!

Dosc dlugo zwlekalam z kupnem farbek dla Malego.
Wyrazne +3 na opakowaniu oraz obawa przed obsmarowaniem calego mieszkania sprawialy, ze decyzja o ich zakupie wciaz odkladana byla na pozniej.
Pierwsza przygode z pedzlem Mikolaj mial przy okazji tworzenia kartek na Dni Dziadkow (niestety nie zostaly uwiecznione na zdjeciach) i juz wtedy widac bylo ten blysk w oku.
Podobalo mu sie i to bardzo. Podekscytowany zabawa, nauczyl sie nawet mowic "fabka".
W zeszlym tygodniu wreszcie przyszedl dzien, na ktory czekalam z niecierpliwoscia - dzien prawdziwego malowania! Podloge wylozylam szarym papierem, wyciagnelismy swiezo zakupione farbki, plastikowa palete, pedzle oraz gabczaste literki i zaczelismy szalenstwo!
Domyslalam sie, ze widok takich cudownosci wywola spore zainteresowanie u Syna i sie nie pomylilam. Na poczatku dosc niesmialo mazal kolorami po bialym papierze, ale juz po kilku minutach na dobre zaprzyjaznil sie z pedzlem. 
Zabawa byla przednia!



I efekt koncowy... Dzielo jednoglosnie nazwane zostalo: "Burza na morzu".
Artyste urodzilam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...