W lipcu oficjalnie zasiliłam zacne grono polskich bezrobotnych, tych niewykonujących żadnej pracy zarobkowej, ale gotowych do podjęcia nowego zatrudnienia.
Pierwszy raz od 1999 roku jestem bezrobotna. Bezrobotna długoterminowo, bez prawa do zasiłku z ustalonym profilem pomocy I, czyli takim (jak mi to pięknie Pani urzędniczka wytłumaczyła) gdzie PUP wierzy, że pracę znajdę sobie sama i na ich pomoc raczej liczyć nie powinnam. Nie ubolewam jednak nad takim stanem rzeczy, bo z tego co się orientuję polskie urzędy pracy nie słyną ze skutecznej pomocy bezrobotnym...
Do rejestracji w PUPie miałam dwa podejścia. Nie mając w tym temacie żadnego rozeznania, za pierwszym razem gdy dotarłam do urzędu na wydruk 'numerku' było już za późno. Odeszłam z przysłowiowym kwitkiem.
Drugim razem wiedziałam już czego się spodziewać. Wyposażona w kartki, kolorowe długopisy, tablet i butelki wody, wzięłam Mikołaja na 3 godzinną urzędniczą posiadówkę w towarzystwie prawie 50 innych petentów z numerkami uprawniającymi ich do spotkania z urzędnikiem przed nami.
Sam okres oczekiwań na wywołanie mnie na spotkanie wspominam jednak dość milo.
W Panią programistką i prawniczką (przed 60, rejestrującą się w PUPie pierwszy raz w życiu) urządziłyśmy sobie długie babskie pogawędki. Brakowało nam tylko dobrej kawy i jakiegoś ciastka...
Rejestracja trwała około 10 minut. Pani urzędniczka była zainteresowana tylko i wyłącznie polskimi świadectwami pracy, na mój stos angielskich payslipow, P45 i P60 nawet nie spojrzała. Zamiast tego poprosiła mnie o napisanie oświadczenia w jakim okresie pracowałam poza granicami Polski.
Na koniec Pani widząc znudzonego do granic możliwości Mikołaja, obdarowała go urzędniczym długopisem na sprężynce.
Po tygodniu w urzędzie stawiłam się ponownie, aby zadeklarować swoją gotowość do rozpoczęcia pracy. Tym razem na spotkanie czekałam około 20 minut. Pani urzędniczka zadała mi kilka 'głupich' pytań (min. zapytała czy pracy szukam w prywatnych, czy państwowych firmach. Na moją prośbę czy mogłaby mi wskazać co najmniej 5 państwowych firm architektonicznych, przestała grać rolę błazna i zaczęła normalnie funkcjonować), po których ustaliła dla mnie profil pomocy. Później przyszła kolej na moje pytania o ewentualne szkolenia (w ofercie był kurs angielskiego-poziom podstawowy, kurs na przedszkolankę, wózki widłowe i komputerowy-world, Excel, power point, internet), dofinansowania i dotacje na rozpoczęcie działalności. Odpowiedzi otrzymałam, aczkolwiek po dwie z nich Pani musiała się udać do koleżanki z sąsiedniego pokoju. Na pożegnanie kilka autografów i voila!
Następnie udałam się na wyższe piętra urzędu zadawać kolejne pytania. Tam było zdecydowanie milej. Kompetentny personel, nieodrapane ściany, wykładzina na korytarzach. Spotkałam się z przemiła Panią, która stereotypowo postawiła architektów obok lekarzy i prawników (co ma się nijak do rzeczywistości!) i uświadomiła mnie co należy zrobić, aby okres w UK był zaliczony przez urząd do przepracowanych przeze mnie lat (potrzebny jest dokument U1).
I tutaj WSKAZÓWKA, dla Polaków mających w planach powrót z UK do Polski. Jeśli myślicie o zasiłku, zacznijcie ubiegać się o niego już w Wielkiej Brytanii, a następnie przetransferujcie go do Polski na podstawie dokumentu U2. Na załatwienie zasiłku w Polsce nie macie szans.
Pamiętajcie również o dokumencie U1, który potwierdza okresy zatrudnienia oraz pracy jako samozatrudniony w UK i jest niezbędny do uzyskania zasiłku dla bezrobotnych na podstawie polskiego prawodawstwa. O ten dokument możecie starać się będąc już w Polsce, ale zdecydowanie trwa to dużo dłużej.
Później spotkałam się z Panem- specem z zakresu przedsiębiorczości, który odpowiedział mi na setki pytań a propos rozpoczęcia własnej działalności. Zaproponował mi warsztaty i spotkania realizowane przez Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej (min. Negocjacje w biznesie, Biznesplan w zarysie, Pierwsze krotki we własnym biznesie czy Własna firma pomysłem na życie). Ogólnie rzecz biorąc, Pan był miły i dość ogarnięty w temacie.
I na tym koniec. Myślałam, ze niedługo będę zmuszona zacząć odprawiać comiesięczny rytuał 'odhaczania' się w PUPie (zwróćcie uwagę jak to elegancko brzmi ), a tutaj niespodzianka! Na następną pogawędkę z moim 'doradca' muszę się stawić za ponad 3 miesiące. Mam cicha nadzieje, że do tej wizyty jednak nie dojdzie.
Swoja droga, BEZROBOTNA, jakie to brzydkie słowo... Bez roboty...
Nie ładniej byłoby użyć słowa 'niezatrudniony'?
Nie spodziewałam się, że będziesz niezatrudniona z takim doświadczeniem z UK.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi strasznie, przytulam! Życze Ci żebyś znalazła pracę, która przyniesie Ci dobre pieniądze jak i satysfakcję!
Powodzenia!
Ja również. Myślałam, że nie będę miała problemów ze znalezieniem pracy w PL. Cóż, rzeczywistość pokazała, że jest inaczej. W PL jest inne prawo budowlane, inna administracja, inne techniki budowania- moje doświadczenie zdobyte w UK jest mało warte, a każdy kolejny miesiąc bez pracy wpływa niestety na moją niekorzyść. Ale nie poddaję się, mam nadzieję, że sytuacja już niedługo się zmieni. Dzięki Bee za miłe słowa. xx
Usuń