wtorek, 2 grudnia 2014

Nosi nas!

Cos takiego jest w nas, co nie pozwala usiedziec w miejscu, gdy na zewnatrz aura choc troche lepsza niz zazwyczaj. I nie wiem czy to bardziej przemawia przez nas rzadza przygod czy moze raczej swiadomosc tego, ze takie “lepsze aury” zbyt czesto sie tutaj nie zdarzaja. W kazdym badz razie, im chlodniej na zewnatrz, tym czesciej szarosci na niebie ustepuja miejsca blekitnemu niebu, co nas niesamowicie cieszy! Szczesliwie dla nas, takie anomalie ostatnio obserwujemy w weekendy, kiedy to o pracy myslec nie wypada, wiec najzwyczajniej w swiecie nas nosi. Rzecz jasna, po swiecie.

Ostatnio ponioslo nas do Lancaster. Bylismy tam ponad 8 lat temu, przejazdem, w drodze do Szkocji. Juz wtedy miejsce to wydawalo sie nam dosc przyjazne i takie wlasnie odczucia mamy po dluzszym postoju. Nad miastem goruje sredniowieczny zamek, w ktorym aktualnie miesci sie sad, a do 2011 rowniez miescilo sie wiezienie o zaostrzonym rygorze, w ktorym przesiadywali glownie gwalciciele, mordercy, handlarze narkotykow i wszyscy inni, ktorym do wyjscia na wolnosc pozostalo wiecej niz 18 miesiecy (ponoc mozna zwiedzac wnetrza zamku, ktos moze mial okazje?). Na dziedzincu zamku byl wtedy organizowany swiateczny festyn…  Dziwne miejsce na tego typu rozrywke… W centrum miasta trafilismy na koncert, wiec ludzi bylo od groma! Byl tez gosciu w przebraniu Swietego Mikolaja, ktory rozdawal dzieciom male gadzety. Wedlug Miko to ten prawdziwek!







W ten weekend bylo podobnie, w prawdzie prognozy pogody zrobily nas troche w konia pokazujac slonce nad morzem, ale umowmy sie, ze ominiemy ten drobny szczegol. Traflismy na przyplyw, wiec o przekopywaniu piasku Miko mogl tylko pomarzyc. Po dluzszym spacerze wzdluz plazy, skonczylismy w kasynie, gdzie z sakiewka 2-pensowek (Mikolaj rozbil swoja skarbonke w zeszlym tygodniu!), probowalismy cos wygrac. I nawet nam sie to udalo, bo budynek opuszczalismy wzbogaceni o 4 breloczki, resoraka, lizaka i samochodowe mini witrazyki.
Blackpool tego dnia wydawal nam sie nie tylko bardziej szczesliwy ale i bardziej polski niz dotychczas, bo rodzimy jezyk slychac bylo na kazdym kroku, najczesciej na promenadzie wsrod grup osobnikow trzymajacych w rekach butelki tyskiego. Niestety.


W niedziele za to bylo juz bardziej lokalnie. Bujalismy sie po Burnley- malego miasteczka na polnoc od Manchesteru. Stoi tam jeden college, ktory znam jak wlasna kieszen. Pracowalam nad jego projektem ponad trzy lata, od koncepcji po wykonczeniowke. Ponad polowa rysunkow wyszla spod “mojej reki”. Milo bylo go znowu zobaczyc. To takie moje dziecko, troche ozieble, ale jednak dziecko.

A tak poza tymi malymi wycieczkami, podrozuje tez w snach. Po raz drugi w tym tygodniu przysnil mi sie wypadek samochodowy. Dwa razy wpadlam w poslizg w drodze do pracy. W pierwszym snie trafilam do szpitala, a auto mialo calkowcie rozwalony tyl. W drugim, samochod ktorym jechalam byl dmuchany (!!!), wiec po wypadku spuscilam z niego cale powietrze i zanioslam do pobliskiego mechanika blisko mojej pracy. Okazalo sie, ze zrobilam w nim cztery dziury (wtf?). Po takiej kolizyjnej nocy czuje sie nieswojo. Nie miewam snow proroczych, mam wiec nadzieje, ze i tym razem tak bylo.

3 komentarze:

  1. urocze miejsca, nigdy nie bylam w tamtych rejonach. Stopniowo przesuwamy sie bardziej i bardziej na polnoc, czas by te polnoc pozwiedzac ;) Jestes architektem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nami to samo. Z kazda przeprowadzka przesuwamy sie coraz wyzej na mapie.
      Mam nadzieje, ze nie skonczymy w polnocnej Szkocji ;)
      Tak, jestem :)

      Usuń
  2. Pozytywnie Was nosi :))
    Nas ciągle rozkłada i nici z planów zawsze... :(

    OdpowiedzUsuń

DZIEKUJE ZA KOMENTARZ!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...