sobota, 11 kwietnia 2015

Malo nas, ale sporo u nas

Coraz nas mniej i mniej na blogu... bo czasu ostatnio jak na lekarstwo!
Dni niby dluzsze, a w rzeczywistosci jakies krotsze. Moze to przez to, ze Mikus poprzestawial sobie godziny spania.... moze przez to, ze prawie codziennie kladac sie obok Niego wieczorem pierwsza zasypiam... a moze po prostu przez ta cholerna swiadomosc tego co nas czeka w przyszlym tygodniu?
Tyle do zrobienia, tyle do pozalatwiania...
Chcialabym wydluzyc dobe chociazby o kilka godzin, moze wtedy udaloby mi sie zrobic to, co zaplanowalam, bo ostatnimi czasy tych planow w mojej glowie duzo. Chyba zbyt duzo.
Staram sie jakos ambitnie podejsc do przeprowadzki, popakowac wiekszosc rzeczy, bo wiem, ze w tygodniu czasu bedzie jeszcze mniej...
Za kilka dni odbieramy klucze...
Dzisiaj udalo mi sie spakowac osiem kartonow. Na jutro mam zaplanowane kolejne siedem, wywoz do charity wszystkiego co z bolem serca odlozylam na bok, a pozniej kuchenne rewolucje, bo u nas wielkanocne swietowanie sie jeszcze nie skonczylo. Na reszte pakowania przyjdzie czas...

Troche na wariackich papierach mijaja nam te Swieta Wielkanocne. W zeszlym roku, dokladnie o tej samej porze, rowniez z kartonami w kacie probowalismy poczuc klimat swiat. Bezskutecznie. Tym razem bylo i bedzie pewnie tak samo.
Udalo mi sie za to wypoczac. Wylaczyc, nie myslec o problemach, a skupic sie tylko na tym co jest.
Przygotowalam salatke, nafaszerowalam jajca, zrobilam drobiowa rolade, "skocz egi", J. zrobil chrzanowke i starczylo. Zrobilam tez mufiny w sobote, ale nie doczekaly swiat. Takze u nas bylo bez szalenstw, ale za to smacznie.
Na szybciorze, dzien wczesniej z Mikolajem poszlismy na poszukiwanie bazi. Udalo nam sie je nawet znalezc dzieki czemu klimat przy stole zrobil nam sie iscie wielkanocny. Pomalowalismy tez troche patykow, ktore przytachalismy do domu (jakby malo bylo nam gratow przed przeprowadzka ;)).

Swieta minely w mgnieniu oka, ale za to w przepieknym sloncu.
Krotkie spodnie nawet nam sie przydaly! No cudnie bylo!
W Dyngusa nie lalasmy sie woda, ale trzeba przyznac, ze z woda duzo mielismy do czynienia.
Wywialo nas na wodospady, do Ingleton (poprzednia wyprawa- klik). Osmio-kilometrowy spacerek w dobrym towarzystwie z brzuchami wypelnianymi czekoladowymi jajami to bylo cos! Cos fajnego oczywiscie.
Wieczorem, po spacerze pojechalismy do Windermere (klik & klik) dorzucic troche do zoladkow, coby za bardzo nie stracic na wadze po takim wysilku.

A propos tych brzuchow, to musze.... no musze, choc przyznam, ze chcialam pochwalic sie tym dopiero pod koniec kwietnia... no musze pochwalic sie jedna rzecza... MAM DYCHE NA MINUSIE!!!
Ja w to nie wierze, wiec jesli Wy nie uwierzycie, nie bede miala Wam tego za zle.
Przez 3,5 miesiaca zrzucilam 10 kilogramow!

Procz patykow, z naszego przedswiatecznego spaceru przynieslismy cala kieszen stokrotek!
Po upadku nr 2. Cos duzo bylo tego dnia blota... ;)
Miko nie mogl sie oprzec zadnej z napotkanych stokrotek
Malowanie
Przenosna "piaskownica", a w niej szalejace playmobil! Idealna na pochmurne dni.
A to juz Ingleton. Jesli macie blisko, konieczcie odwiedzcie to miejsce- warto!


I na koncu dwa dupsonki i ich wlasciciele, co ukrdli serca swych matek i ojcow...
Wspaniale chlopaki.

6 komentarzy:

  1. umiesz zrobic "skocz egi"??? wow! well impressed!!! ale fajowa ta piaskownica! mi marzy sie kupic chlopakom duza piaskownice kiedy wreszcie kupimy dom , ale poki co marne nadzieje wiec moze tez taka przenosna zrobic..? ;) ach te przeprowadzki... ja od 8 miesiecy jeszcze mam czesc rzeczy w kartonach bo mtsle, ze nie ma sensu sie rozpakowywac bo zas sie znowu bedziemy pakowac niedlugo. takie jakies Gypsy style life :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Skoczki"- bo tak o scotch eggs mowi Mikolaj, robilam drugi raz w zyciu. Sa naprawde proste w przygotowaniu, a duzo lepsze niz te dostepne w sklepach. Sfotografowalam caly proces ostatnim razem, takze postaram sie niedlugo skleic jakiegos kulinarnego posta.
      Piaskownica sprawdza sie genialnie w angielskich warunkach, a dziecko przeszczesliwe, bo nawet w czasie deszczu moze sie bawic w piasku :) My mamy taka drewniana piaskownice (taki ala piknikowy stolik), tylko w grudniu chcialam byc sprytna...... stanelam na niej i sie zlozyla ;) Zaczelam sie wiec odchudzac ;) A piaskownice ponownie zbijemy na "nowym".
      Taaa, gypsy style pelna geba.... nic mi nawet nie mow na ten temat :/ Ja tez mam kilka nierozpakowanych kartonow z zeszlego roku...

      Usuń
  2. przenośna piaskownica to po prostu ekstra pomysł, taki prosty, a taki fajny :) piasek pozostaje w pudełku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 95% pozostaje, reszta zmienia swoje miejsce ;)
      Ale i na to znalazlam sposob- na podloge rozlozylam duza folie, wiec piasek nie roznosil sie po calym domu.

      Usuń
  3. Trzymam kciuki za sprawna przeprowadzke, a zrzuconych kilogramow zazdroszcze, ach zazdroszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki!
      A kilogramow nie ma co zazdroscic tylko dolaczyc sie do mnie :)
      Na poczatku stycznia nawet nie przypuszczalam, ze uda mi sie zrzucic dyszke... zrezygnowalam z kolacji i codziennie cwiczylam, ale krotko-po 4-8min. Nadal jadlam slodycze czy inne "zakazane owoce", bo ze mna jak z dzieckiem. Jakbym powiedziala sobie, ze nie moge, chcialabym z dwojona sila ;) Udalo sie, ale na tym nie koniec ;)

      Usuń

DZIEKUJE ZA KOMENTARZ!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...