W ubiegly weekend z mysla o sprawieniu przyjemnosci naszym nozdrzom wybralismy sie do Ciechocinka-
najslynniejszego polskiego uzdrowiska.
Jego symbolem sa najokazalsze w
Europie, prawie 200-letnie trzy drewniane teznie o lacznej dlugosci ponad 1700 metrow sluzace do pozyskiwania
soli z solanki, ktore dzieki odparowywaniu wody zapewniaja kuracjuszom (i nie
tylko) wspanialy mikroklimat. To wlasnie one zrobily na mnie najwieksze wrazenie. Atrakcja warta uwagi!
Sam Ciechocinek wielkiego szalu nie
robi. Rzucaja sie w oczy stragany (kazdy inny), ogolny uliczny misz
masz, do uszu dociera disco polo... ale to nie wszystko. Nie sposob nie zauwazyc zadbanych
parkow, skwerkow, fontann, perelek architektonicznych i niestety
niszczejacego miedzy tezniami zabytkowego basenu termalnosolankowego. Jak mozna bylo do
czegos takiego dopuscic? Niewiem. Szkoda, ze miasto nie znalazlo
funduszy na remont tak ciekawego obiektu i to w tak wspanialej lokalizacji...
Wieczorem pojechalismy do Torunia.
Wspaniale miasto! Skojarzylo nam sie z angielskim York'iem. Przepiekna starowka, niesamowity klimat i najlepsze na swiecie pierniki! Zdecydowanie musimy tam wrocic i spedzic wiecej czasu, bo w Toruniu jest co zwiedzac.
Zaopatrzylismy sie w trzy paczki pierniczkow, ktorych konsumpcje zaczelismy po powrocie do Warszawy... Mikolaj stwierdzil, ze w tym roku juz nie musimy robic domowych piernikow na Swieta Bozego Narodzenia, bo te torunskie sa duzo lepsze i po prostu pojedziemy po nie do Torunia!
Uwielbiam Wasze podróże, te małe i te duże 😊
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje :)
Usuń:DD fajna wycieczka...zjadłabym takiego pierniczka :)
OdpowiedzUsuńJa teraz tez, a wszystko juz dawno zjedzone :) Polecam torcik piernikowy- pycha!
Usuń