Byl maj 2005. Kiedy przyjechalam do UK nie liczylam na prace w biurze
architektonicznym, aczkolwiek sklamalabym jakbym napisla, ze o niej nie
myslalam. Przez starch moje myslenie ograniczylam jednak do marzen… Wiedzialam,
ze tutejsza szkola projektowania ma sie nijak do tej, ktorej uczono mnie w
Polsce i wiedzialam, ze z brakiem fachowego slownictwa znalezienie etatu to
raczej mission impossible.
Ambitny plan odlozylam wiec na bok.
Zaczelam od serwowania piwa podczas meczow na stadionie Manchester United. Kto by nie chcial tego robic? Fantastyczna atmosfera, ale to byla tylko dorywcza praca...
Ambitny plan odlozylam wiec na bok.
Zaczelam od serwowania piwa podczas meczow na stadionie Manchester United. Kto by nie chcial tego robic? Fantastyczna atmosfera, ale to byla tylko dorywcza praca...
Pierwsza “prawdziwa” robote na pelen etat znalazlam w
kafejce, w ktorej najpierw pracowalam na slynnym zmywaku, pozniej sprzatalam
stoliki, a na koncu bylam glownym szefem kuchni, ktory smazyl bekon, kielbaski,
jaja… za £3.5 za godzine, czyli kwote nizsza niz wymagana krajowa minimalna
stawka (btw. w tym samym czasie szefo zatrudnial tez dziewczyny z Pakistanu za
£2/h!). Spedzilam tam niecale 4 miesiace. Zwrot skierowany w strone wlasciciela
“Jesli potrafisz szybciej gotowac, to zapraszam do kuchni” bardzo skutecznie
zrujnowal moja szanse na dalsza kariere w tamtym café. Nie plakalam.
Pozniej bylo juz lepiej. Po odzyskaniu zaleglych wyplat od bylego szefa znowu mialam szanse zatroszczyc sie troche o brytyjskie zoladki serwujac smazona rybe wraz z frytkami. Aby zredukowac do minimum swoj wolny czas, ktory moglabym beztrosko poswiecic na wydawanie zarobionych pieniedzy lub ewentualny relax, zlapalam dodatkowo polowe etatu w kanapkarni. Tylu rodzajow kanapek w jednym miejscu to ja nigdy nie widzialam...
W styczniu roku nastepngo, zmotywowana przez przyjaciol zaczelam swoja zorganizowana inwazje na manchsterowskie biura architektoniczne. Adresy pracowni znajdowalam w internecine, czasami zdarzalo mi sie tam znalezc rowniez dane osoby odpowiedzialnej za rekrutacje co uwazalam za maly skces , bo wtedy moje cv-ki od razu kierowalam w odpowiednie rece. Wyslalam ich ponad 100 (z tego co pamietam 116!). Powiecie, ze masowka… tak, to byla moja brutalna, masowa proba wdarcia sie w archiektoniczny swiatek. Po kilku dobrych tygodniach zaczelam zbierac owoce mojej pracy w postaci odpowiedzi z biur, do ktorych pisalam- wszystkie niestety negatywne. Mimo tego cieszylam sie bo dawaly mi one w jakis dziwny sposob nadzieje… Nigdy nie zapomne tego podekscytowania podczas otwierania kopert zaadresowanych do mnie… Do dzisiaj mam je wszystkie…
Zarejestrowalam sie rowniez w agencji pracy.
I przyszedl wreszcie taki dzien, kiedy moglam rozlozyc swoje portfolio na stole i usiasc naprzeciwko osoby majacej mozliwosci zmienic moj los. Z zerowym doswiadczeniem pracy w uk, ciezko bylo mi wtedy przekonac do siebie rozmowcow, wiec dwie rozmowy, na ktorych udalo mi sie stawic zakonczylam kleska.
Pod koniec lutego pojechalm na rozmowe do sasiedniego miasta, ktora zaaranzowala mi agencja (ponad 35mil- okolo 56km). W drodze powrotnej dostalam telefon, ze rozmowe przeszlam pomyslnie... Poplakalam sie ze szczescia w tramwaju, w ktorym wtedy sie znajdowalam, bo wreszcie ktos dal mi szanse! Za ta szanse dostawalam marne 12.500 funtow rocznie, czyli mniej niz mialam pracujac w gastro… do tego pokonanie niemalego dystansu do pracy kosztowal mnie fortune… ale nie narzekalam, w koncu robilam to co chcialam.
Poczatki byly trudne, braki w technicznym slownictwie dawaly sie we znaki, opisywanie detali “na okolo” bylo bardzo frustrujace. Wlasciciel pracowni byl bardzo cierpliwym czlowiekiem i sukcesywnie wzbogacal moj angielski o nowe, techniczne slowka (jak sie pozniej okazalo, na innych plaszczyznach juz nie byl taki super, ale to juz temat na inny post). Po 3 miesiacach dostalam podwyzke i moja wyplata wzrosla o £2.5K. Podrozowalam do pracy pociagiem znikajac z domu na ponad 13 godzin. Po pol roku mialam dosc wiec zdecydowalam sie wyemigrowac do miasta gdzie pracowalam. Zaklimatyzowanie w nowych warunkach szlo mi dosc mozolnie, samotnosc doskwierala, w koncu wszyscy ktorych znalam zostali w Manchesterze. Wytrzymalam rok. Ponownie wrocilam do swoich…
Pozniej okazalo sie, ze kolega z pracy przerowadza sie do manchesteru, wiec jezdzilismy do pracy autem. Wygodna podroza cieszylam sie przez kilka miesiecy, do momentu gdy rozbilismy sie na autostradzie... Kolejne dwa tygodnie spedzilam w domu. Z nudy zaczelam szukac pracy i ku mojemu zdziwnieniu nie bylo to trudne zadanie. 2-letnie doswiadcze w branzy robilo duza rozniece. Skontaktowalam sie z agencja, ktora zaaranzowala mi 3 spotkania w ostatni dzien mojego chorobowego. Dwa z nich przeszlam pomyslnie.
Wybralm korporacje, w ktorej spedzilam kolejne 6 lat. Moglam wtedy liczyc na duzo lepsze pieniadze. Nauczylam sie tam naprawde sporo… Pracowalam nad projektami z budzetem poczawszy od kilkunastu tysiecy do ponad 20 milonow funtow.
Po 3 latach , troche swiadoma swoje pozycji zaczelam prosic o podwyzke, ktorej mimo kilku prob nie dostalam. To wlasnie wtedy, po jednej z takich odmow dokonalam rzeczy dla niektorych niemozliwej! Wyjezdzajac z parkingu udalo mi sie sprawic by eksplodowaly dwie opony w samochodzie, zerwac drazek sterowniczy, spalic sprzeglo I troche wgniesc karoserie (taka zdolna jestem!). Puscilm wtedy plotke, ze chce odejsc, ze szukam pracy… Wezwno mnie na rozmowe, zaproponowano £6K podwyzki (prosilam o 8!). Zgodzilam sie. Zostalam tam na kolejne 3 lata zaliczajac po drodze ciaze, macierzynski i zmiane lokalizacji. Co dzialo sie pozniej, pewnie pamietacie.
Redukowano etaty, moj rowniez. Zanim stamtad odeszlam zaliczylam jedna rozmowe kwalifikacyjna. Pierwzego dnia “wolnosci” zadzwonil telefon z informacja, ze dostalam prace. Za lepsze pieniadze, z lepszymi perspektywami, w mniejszym (czyt. spokojniejszym) biurze, gdzie pracownik traktowany jest jak czlowiek, nie mebel. Po roku pracy dostalam podwyzke. Nie duza, ale fakt ze nawet o nia nie prosilam sprawil, ze poczulam sie doceniona. Jestem zadowolona z mojej pracy. Czasami jest stresujaca, czasami na luzaku, ale najwazniejsze, ze ja lubie.
Jestem swiadoma swoich umiejetnosci,a wykorzystanie ich sprawia, ze moja praca jest doceniana. Mysle, ze oplacalo sie “poswiecic” pierwsze dwa lata pracujac za grosze by byc wlasnie w tym miejscu, choc przyznam, ze chcialabym od zycia troche wiecej.
Pisze o tym wszystkim nie po to by sie pochwalic, a zmobilizowac. Zmobilizowac Polakow, ktorzy nie wierza w siebie i czesto na emigracji pracuja ponizej swoich kwalifikacji. Pamietajcie, ze chcec to moc! Powoli, malymi krokami, ale zawsze do przodu… nie stojcie w miejscu i nie liczcie na to, ze ktos za Was znajdzie wymarzona prace… Bez znajomosci tez mozna! Sprobujcie, to nic nie kosztuje, a noz widelec okaze sie, ze o pierwsza rozmowe wcale nie bylo tak trudno?
PS. Post jest rowniez odpowiedzia na maila z pytaniem jak dostaje sie prace w architekturze w uk.
Pozniej bylo juz lepiej. Po odzyskaniu zaleglych wyplat od bylego szefa znowu mialam szanse zatroszczyc sie troche o brytyjskie zoladki serwujac smazona rybe wraz z frytkami. Aby zredukowac do minimum swoj wolny czas, ktory moglabym beztrosko poswiecic na wydawanie zarobionych pieniedzy lub ewentualny relax, zlapalam dodatkowo polowe etatu w kanapkarni. Tylu rodzajow kanapek w jednym miejscu to ja nigdy nie widzialam...
W styczniu roku nastepngo, zmotywowana przez przyjaciol zaczelam swoja zorganizowana inwazje na manchsterowskie biura architektoniczne. Adresy pracowni znajdowalam w internecine, czasami zdarzalo mi sie tam znalezc rowniez dane osoby odpowiedzialnej za rekrutacje co uwazalam za maly skces , bo wtedy moje cv-ki od razu kierowalam w odpowiednie rece. Wyslalam ich ponad 100 (z tego co pamietam 116!). Powiecie, ze masowka… tak, to byla moja brutalna, masowa proba wdarcia sie w archiektoniczny swiatek. Po kilku dobrych tygodniach zaczelam zbierac owoce mojej pracy w postaci odpowiedzi z biur, do ktorych pisalam- wszystkie niestety negatywne. Mimo tego cieszylam sie bo dawaly mi one w jakis dziwny sposob nadzieje… Nigdy nie zapomne tego podekscytowania podczas otwierania kopert zaadresowanych do mnie… Do dzisiaj mam je wszystkie…
Zarejestrowalam sie rowniez w agencji pracy.
I przyszedl wreszcie taki dzien, kiedy moglam rozlozyc swoje portfolio na stole i usiasc naprzeciwko osoby majacej mozliwosci zmienic moj los. Z zerowym doswiadczeniem pracy w uk, ciezko bylo mi wtedy przekonac do siebie rozmowcow, wiec dwie rozmowy, na ktorych udalo mi sie stawic zakonczylam kleska.
Pod koniec lutego pojechalm na rozmowe do sasiedniego miasta, ktora zaaranzowala mi agencja (ponad 35mil- okolo 56km). W drodze powrotnej dostalam telefon, ze rozmowe przeszlam pomyslnie... Poplakalam sie ze szczescia w tramwaju, w ktorym wtedy sie znajdowalam, bo wreszcie ktos dal mi szanse! Za ta szanse dostawalam marne 12.500 funtow rocznie, czyli mniej niz mialam pracujac w gastro… do tego pokonanie niemalego dystansu do pracy kosztowal mnie fortune… ale nie narzekalam, w koncu robilam to co chcialam.
Poczatki byly trudne, braki w technicznym slownictwie dawaly sie we znaki, opisywanie detali “na okolo” bylo bardzo frustrujace. Wlasciciel pracowni byl bardzo cierpliwym czlowiekiem i sukcesywnie wzbogacal moj angielski o nowe, techniczne slowka (jak sie pozniej okazalo, na innych plaszczyznach juz nie byl taki super, ale to juz temat na inny post). Po 3 miesiacach dostalam podwyzke i moja wyplata wzrosla o £2.5K. Podrozowalam do pracy pociagiem znikajac z domu na ponad 13 godzin. Po pol roku mialam dosc wiec zdecydowalam sie wyemigrowac do miasta gdzie pracowalam. Zaklimatyzowanie w nowych warunkach szlo mi dosc mozolnie, samotnosc doskwierala, w koncu wszyscy ktorych znalam zostali w Manchesterze. Wytrzymalam rok. Ponownie wrocilam do swoich…
Pozniej okazalo sie, ze kolega z pracy przerowadza sie do manchesteru, wiec jezdzilismy do pracy autem. Wygodna podroza cieszylam sie przez kilka miesiecy, do momentu gdy rozbilismy sie na autostradzie... Kolejne dwa tygodnie spedzilam w domu. Z nudy zaczelam szukac pracy i ku mojemu zdziwnieniu nie bylo to trudne zadanie. 2-letnie doswiadcze w branzy robilo duza rozniece. Skontaktowalam sie z agencja, ktora zaaranzowala mi 3 spotkania w ostatni dzien mojego chorobowego. Dwa z nich przeszlam pomyslnie.
Wybralm korporacje, w ktorej spedzilam kolejne 6 lat. Moglam wtedy liczyc na duzo lepsze pieniadze. Nauczylam sie tam naprawde sporo… Pracowalam nad projektami z budzetem poczawszy od kilkunastu tysiecy do ponad 20 milonow funtow.
Po 3 latach , troche swiadoma swoje pozycji zaczelam prosic o podwyzke, ktorej mimo kilku prob nie dostalam. To wlasnie wtedy, po jednej z takich odmow dokonalam rzeczy dla niektorych niemozliwej! Wyjezdzajac z parkingu udalo mi sie sprawic by eksplodowaly dwie opony w samochodzie, zerwac drazek sterowniczy, spalic sprzeglo I troche wgniesc karoserie (taka zdolna jestem!). Puscilm wtedy plotke, ze chce odejsc, ze szukam pracy… Wezwno mnie na rozmowe, zaproponowano £6K podwyzki (prosilam o 8!). Zgodzilam sie. Zostalam tam na kolejne 3 lata zaliczajac po drodze ciaze, macierzynski i zmiane lokalizacji. Co dzialo sie pozniej, pewnie pamietacie.
Redukowano etaty, moj rowniez. Zanim stamtad odeszlam zaliczylam jedna rozmowe kwalifikacyjna. Pierwzego dnia “wolnosci” zadzwonil telefon z informacja, ze dostalam prace. Za lepsze pieniadze, z lepszymi perspektywami, w mniejszym (czyt. spokojniejszym) biurze, gdzie pracownik traktowany jest jak czlowiek, nie mebel. Po roku pracy dostalam podwyzke. Nie duza, ale fakt ze nawet o nia nie prosilam sprawil, ze poczulam sie doceniona. Jestem zadowolona z mojej pracy. Czasami jest stresujaca, czasami na luzaku, ale najwazniejsze, ze ja lubie.
Jestem swiadoma swoich umiejetnosci,a wykorzystanie ich sprawia, ze moja praca jest doceniana. Mysle, ze oplacalo sie “poswiecic” pierwsze dwa lata pracujac za grosze by byc wlasnie w tym miejscu, choc przyznam, ze chcialabym od zycia troche wiecej.
Pisze o tym wszystkim nie po to by sie pochwalic, a zmobilizowac. Zmobilizowac Polakow, ktorzy nie wierza w siebie i czesto na emigracji pracuja ponizej swoich kwalifikacji. Pamietajcie, ze chcec to moc! Powoli, malymi krokami, ale zawsze do przodu… nie stojcie w miejscu i nie liczcie na to, ze ktos za Was znajdzie wymarzona prace… Bez znajomosci tez mozna! Sprobujcie, to nic nie kosztuje, a noz widelec okaze sie, ze o pierwsza rozmowe wcale nie bylo tak trudno?
PS. Post jest rowniez odpowiedzia na maila z pytaniem jak dostaje sie prace w architekturze w uk.
Wow! Imponujace CV :) Przypomnisz ile lat juz jestes w UK?
OdpowiedzUsuńDzieki :) W maju minie dyszka...
UsuńPrzeczytalam z zapartym tchem bo takie wpisy po prostu uwielbiam!!! Jestesmy tu dokladnie tak samo dlugo, nam tez w maju minie dyszka. Ale mi znacznie dluzej zajelo zdobycie pracy z ktorej jestem zadowolona, i musze przyznac, ze tak jak Ty, chcialabym od zycia jeszcze wiecej. Mam w Polsce w rodzinie mega utalentowanego architekta , ktory... klepie biede. Klepie biede i klepac bedzie bo boi sie wyjechac, a przede wszystkim nie chce zaczynac od prac ponizej swoich kwalifikacji. coz, jego wybor. A dla Ciebie szacun!
UsuńCzyli prawie 1/3 zycia w UK...Ja od razu przyjechalam tu z ambicja na wiecej i nie zaluje. Teraz skupiam sie na wychowywaniu dzieci, ale za jakis czas trzeba bedzie podjac jakies zawodowe decyzje...
UsuńPolka w UK- i tak trzymaj! Niewazne po jakim czasie udalo Ci sie zdobyc prace, z ktorej jestes zadowolona, wazne, ze dozylas do celu, ze nie stalas w miejscu i to mi sie w Tobie bardzo podoba! Uwielbiam czytac Twoje pozytywne posty :)
UsuńA propos tego krewnego... mysle, ze problem tkwi w nim, a nie w kraju, w ktorym zyje. Chcec to moc! Jesli nie stara sie zmienic swojej sytuacji,zawsze bedzie klepac biede. Rozumiem ludzi, ktorzy nie chca emigrowac, ale nie rozumiem tych, ktorzy godza sie na zycie w sytuacji, ktora nie do konca im odpowiada...
Mirka Ivett- Tak, to juz prawie 1/3 zycia... wlasciwie to cale dorosle zycie spedzone poza granicami Polski, czas szybko leci.
UsuńPo przyjezdzie po Uk nie bylo czasu na szukanie czegos w zawodzie, bo przyjechalismy tutaj z naprawde mala suma pieniedzy. Po oplaceniu czynszu, mielismy £50 funtow na zycie... trzeba bylo znalezc cokolwiek ;) Na poczatku nie czulam sie tez na silach by szukac czegos w architekturze...
Pamietam Twoj post, kiedy pisalas o swojej pracy i planach zawodowych... Powodzenia! x
Fajnie, ze w końcu udało Ci się i robisz to co lubisz :) Mam nadzieję, że i mi w końcu się uda ;)
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki Agula! Mam nadzieje, ze juz niedlugo bede mogla u Ciebie na blogu przeczytac o sukcesach zawodowych :)
UsuńKochana gratuluje sily i samozaparcia.
OdpowiedzUsuńJa pracuje poniżej moich kwalifikacji, bałam się złapać "byka za rogi", teraz to już za późno...
ale nie narzekam - zawsze może być gorzej ;-)
A dlaczego juz za pozno? A kiedy byl czas na to? Przed narodzinami dzieci? Przed kupnem domu? Kochana, nigdy nie jest za pozno!!! Tego typu argumenty to tylko wymowka... Znaczki potrzebne do wysylania cv nie kosztuja zbyt wiele, potrzebny tylko czas na uaktualnienie cv i znalezienie firm, w ktorych chcialabys pracowac. To ze ja pracowalam za tak male pieniadze na poczatku, nie znaczy, ze kazdy musi byc w podobnej sytuacji... Maja chodzi do przedszkola, Mlodego tez niedlugo to czeka, wiec co stoi na przeszkodzie? Zawsze mozna szukac na part-time, na start, niektorym firmom to nawet na reke, bo w przypadku gdy pracownik sie nie sprawdzi, nie straca zbyt duzo pieniedzy. Probuj!
Usuńpożyjemy zobaczymy ;-) na razie póki dzieci nie podrosną nie ma szans bym zrezygnowałaz z tej pracy... no chyba że mnie wykopią za niewyrabianie normy hahahaha ;-)
UsuńSytuacja, w ktorej masz pewna prace jest wrecz idealna na szukanie nowej.
UsuńW przypadku wykopania (czego Ci nie zycze), na takie poszukiwania mozesz nie miec czasu, bo wtedy brak dochodow bedzie Cie zmuszal do znalezienia jakiejkolwiek pracy. Madzia probuj! Przeciez wysylanie cv wcale nie oznacza rezygnacji z dotychczasowej pracy :)
Żartowałam z tym wykopaniem, tak serio ciężko podjąć pewne decycje zwłaszcza gdy się ma dwójkę dzieci i jest się samemu na obczyźnie.
UsuńSama dobrze wiesz jak jest.
Wiem i baaardzo rozumiem, ale mam nadzieje, ze przyjdzie kiedys taki moment, ze bedziesz gotowa na podjecie jakis decyzji dotyczacych pracy. Powodzenia Kochana! x
UsuńNie jest łatwo, ale ja też próbuję brnąć do celu. Mam szczęści, że mieszkam w Szkocji gdzie po trzech latach pobytu, niektóre szkoły są za darmo, ba jeszcze mi za to płacą :-). I tak chodzę na full-time na angielski i udało mi się wychodzić w collegu pracę jako pomoc nauczyciela, wprawdzie za darmo, ale zawsze coś. W przyszłym roku zamierzam dalej to robić, aż dostanę etat, bo moim największym problemem jest język. Najważniejsze, żeby się nie poddać.
OdpowiedzUsuń