czwartek, 10 września 2015

Nasz podboj Italii 2015- Wenecja

Tym razem Wenecja na spokojnie...
Bez cisnien, aby wszystko zobaczyc, zajrzec w kazda najmniejsza uliczke, zrobic tysiace zdjec, koniecznie przejsc wzdluz i wszerz, zgubic sie i nabawic odciskow...

Tym razem juz nie bylismy tak rzadni poznania miasta, ale wciaz chetni by poczuc ten wspanialy wenecki klimat i przede wszystkim podekscytowani, ze wreszcie mozemy pokazac Mikolajowi jedno z najcenniejszych miejsc z listy swiatowego dziedzictwa ludzkosci.
I tak jak piec lat temu, podczas naszego 'tour de europe', tak i tym razem Wenecja nas nie zawiodla... Ponownie zachwycila, naszego malego podroznika rowniez.











Zatrzymalismy sie w tym samym miejscu co poprzednim razem, na kempingu w Punta Sabbioni, skad mieslismy pol godziny drogi promem do Placu Sw. Marka.
Cudownie bylo tam wrocic, zobaczyc znajome twarze i poznac calkiem nowe.
Rozmowy do poznych godzin nocnych z 'sasiadami' z pola na dlugo zapamietam... Trafilismy naprawde na mile towarzystwo. Spalismy w naszej niezawodnej 3-osobowej quechua, ktora tym razem przez bardzo cieple noce byla przeklinana przez nas na wszystkie mozliwe sposoby ;) Wygrzalismy sie w niej na maxa! 
Ostatniej nocy zalapalismy sie na pokaz fajerwerkow rozciagajacy sie na 12 kilometrach plazy...
Tak Wlosi pozagnali lato...



Po tych kilku dniach spedzonych w Wenecji, zaczal nas dopadac maly dolek...
Nasza wloska przygoda powoli zblizala sie ku koncowi... przyszla wtedy pora na bukowanie promu i hoteli na droge powrotna...
Nastepny przystanek Mediolan.

PS. Pierwsze cztery zdjecia to wspomnienie 2010 roku. Reszta tegoroczna.

1 komentarz:

DZIEKUJE ZA KOMENTARZ!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...