Ależ mi było fajnie dzisiejszego ranka...
Za oknem hulał wiatr, potem deszcz, a my w ciepłym domku popijaliśmy dobrą poranną herbatę słuchając tokfm'u. Mimo, że wielkiej sympatii do takiej mokrej jesieni nie czuję, to uczucie ciepła i bezpieczeństwa wręcz uwielbiam! Taki mój błogi jesienny stan...
Dzisiaj mój nochal wygląda o niebo lepiej. Wczorajsza expresowa kuracja (rutinoscorbin+ aspiryna + sauna w łaziene z odrobiną kropli miętowych+ vapurub) przyniosła oczekiwany skutek! Swoją drogą, bardzo dziekuję za życzenie mi zdrowia pod poprzednim postem.
Teraz też jest fajnie. Obiad " na gazie", Mikolondo śpi, a ja mam chwile dla siebie.
Ale nie o tym chciałam pisać...
Kilka dni temu, podczas zakupów w markecie, wraz z Synkiem byłam świadkiem dość nieciekawej sytuacji. W jednej z alejek pewna mama krzyczała na swojego 4-5 letniego synka i ewidentnie nie potrafiła poskromić małego potwora, bo On raczej nie przejmował sie jej krzykiem.
W pewnym momencie chwiciła Go za ramię i wykręciła tak mocno do tyłu, że chłopiec aż zsunął się na kolanka. Mama trzymała Go w takiej pozycji przez chwilę, po czym puściła i poszła dalej. Chłopiec karnie, ale spokojnie ruszył za matką. Nie zareagowałam... Fakt, byłam na drugim końcu tej alejki, widziałam też, ze osoby, które były w bliskim sąsiedztwie mamy i syna też przechodzili obojętnie...
Spotkałam jeszcze raz tą dwójke po kilku minutach. Chłopiec był spokojny. Miał bardzo wyraźny czerwony ślad na swoim ramionku.
Zastanawiam się jak bezsilną musiała czuć się owa mama, że posunęła się aż do takiego czynu i to w miejscu publicznym.
Zastanawiam się jak owa mama traktuje swoje dziecko gdy zamyka drzwi swojego domu.
I zastanawiam się gdzie jest granica, która przekroczył ten chłopiec?
W trakcie studiów, w czasie wakacji 2 razy z rzędu (rok po roku) opiekowałam się małym chłopcem na południu Francji. Słodziak niesamowity, choć przyznam, że okiełznanie Go za pierwszym razem, kiedy tam byłam zajęło mi dobre 2 tygodnie. Wcześniej dośc negatywnie reagował na moją osobę, drapał, krzyczał, wyrywał mi włosy i takie tam inne atrakcje. Ale udało sie. Po dwóch tygodniach dogadywaliśmy sie jak stare konie.
Podczas (w sumie) tej mojej 7- miesięcznej przygody, miałam nieprzyjemność przeżyć pewną sytuację.
Kiedyś weszłam z nim do kiosku, Sacha chwycił za pisenko dla panów i za żadne skarby nie chciał oddać. Uciekał i się szarpał. Udało mi się odłożyć gazetkę na swoje miejsce, co nie spotkało sie z entuzjazmem 2-latka. Wybiegł na ulicę z rykiem odzieranego ze skóry kota, rzucił się w kałużę i z histerią zaczął mahać w wodzie rekoma i nogami. Mały stosował bardzo sukcesywnie histeryczny łuk, co uniemożliwiało mi chwycenie Go na ręce. Zapamiętałam tą sytuację bardzo dobrze, bo poziom mojej frustracji zbliżył sie dość blisko do granicy mojej tolerancji i cierpliwości.
Wiemy dobrze, że dziecko potrafi pokazać swoje rożki i nie zawsze realizuje swój plan anielskiej istoty o błekitnych oczach.Tak jak i my- dorośli, dziecko ma swoje dobre i złe dni. Przy dziecku cały czas uczymy sie cierpliwości...
W przypadku, kiedy u nas w domu Syn nie reaguje na spokojne tłumaczenia czy upomnienia rodziców i mamy do czynienia z "diabeleskim" zachowaniem, stosujemy zasadę WOW- wyjdź, odetchnij i wróć.
Wychodzimy na chwilę z pokoju podczas synowych ekscesów, uspokajamy się i wracamy z innym nastawieniem. Działa i na Syna (jest ciut zdezorientowany i ma chwilę na przemyślenia) i na nas (pozwala się uspokoić i odreagować).
Bardzo dobry i bardzo ważny temat! tez o tym wielokrotnie mysle, nie mam doswaidczenia z dzieciakami w ogole i zastnawiam sie jak poskromie takie sytaucje z Zosiagdy do nich zacznie dochodzic, a ja sama temperamentna jestem. Chyba metoda WOW jak piszesz jest najlepsza w kazdej sytuacji, chyba ze akurat do sceny dojdzie poza domem, wtedy nie bardzo jest gdzie wyjść i te sytuacje chyba sa o wiele bardziej stresujące bo do tego trzeba dodać miejsce w którym sie jest i reakcje ludzi na około. Na szczescie w Anglii zwykle ludzie starają się być wyrozumiali i nie rzucają wrogich spojrzeń rodzicom w stylu 'ucisz to dziecko' albo 'patrz jakiego bachora niegrzecznego wychowałas' wiec myslę, że rodzicom jest wtedy łatwiej bez presji otoczenia poradzić sobie z wieloma sytuacjami. Jednak zastanawiam się jak zapobiec w przyszłości puszczaniu nerwów u mnie i u mojego męża. Absolutnie nie jestem za przemocą jako źródłem nauki co dobre a co złe dlatego musimy opracować jakiś swój własny sposób. Myślałam, że opieka nad moich maluchem jest bardzo zajmująca ale pewnie im dziecko starsze tym cięższe staje się zadanie matki:) buziaki
OdpowiedzUsuńPraktyka czyni mistrza Aguś!
UsuńTak jak piszesz, to dość ciężka lekcja, ale jestem pewna, że dacie radę. Wow pomaga... Dzieciaczki od czasu do czasu niestety zamieniają się w małe potworki, czasami człowiek naprawde czuje się bezsilny wobec krzyku czy dzikiego zachowania malców... wtedy lepiej wyjść i trochę wyluzować.
Buziaki dla Was!
Sama się boję co to będzie jak mój Synula dojdzie do takiego wieku, nie wiem jak będę reagowała, ale zrobię wszystko, by nie uciekać się do przemocy fizycznej!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Was!
UsuńHaha system WOW też stosujemy , nigdy nie pomyślałam , że można to tak nazwać. Od zawsze jak Pyza pokazywała rogi my ją ignorowaliśmy i to naprawde działa , już prawie szejść lat ;)
OdpowiedzUsuńU nas działa, byle jak najdłużej :)
UsuńCiezkie sa takie sytuacje, gdy cierpliwosc sie konczy...ale zdecydowanie pomaga WOW :) niesamowicie dodaje mi cierpliwosci takie spojrzenie z dystansu i chwila na oddech :) Buzka dla Was i cudownego weekendu zycze!
OdpowiedzUsuńOj bardzo ciezkie... czlowiek walczy i z soba samym i z dzieckiem...
UsuńDziekujemy i Wam rowniez zyczymy udanego weekendu :) Buziaki
granica jest cienka a podejrzewam ze im dziecko starsze tym ciezej ja zachowac ;) my rowniez stosujemy metode WoW a teraz mamy dzieki tobie na nia nazwe:P Milego kochaniutka sloneczka nam zycze, ktore przepedzi te straszne wiatry:/
OdpowiedzUsuńMysle, ze z czasem, rodzic tak wycwiczy swoja cierpliwosc, ze musi byc tylko lepiej! :)
UsuńNo i gdzie to sloneczko?
Szare chmury, no ale chociaz deszcz nie pada ;) Udanego weekendu!
Tak, wyjście z sytuacji i odreagowanie - działa i u mnie. Choć czasem np. dziś gdy chłopcy wyrzucili wszystkie ubrania ze swojej szafki moja cierpliwość została wystawiona na dużą próbę - jakoś nie wytrzymałam i podniosłam głos. Nie lubię tego u siebie :-(
OdpowiedzUsuńA w miejscach publicznych na szczęście nie zdarzają nam się często histerie, ale jak się już zdarzą to wychodzimy z danego miejsca, a do płaczu moich dzieci w miejscach publicznych już przywykłam i w ogóle nie przejmuję się reakcjami innych ludzi :-o
Mi tez niestety zdarza sie podniesc glos... i tez tego nie lubie u siebie. Chyba nikt nie jest idealny.
UsuńU nas histerie w miejscach publicznych jak na razie nie maja miejsca... ale mysle, ze wyjscie z danego miejsca jest dobrym pomyslem.
Cieszę się, że już lepiej z Tobą.
OdpowiedzUsuńDzieki :) Ja bardziej z tego faktu sie ciesze ;)
UsuńJa z histerią w sklepie sobie jakoś radziłam - ignorowałam i szłam dalej obserwując katem okaz co robi Emila. Działało na nią i się uspokajała. Ludzie patrzyli na mnie jednak jak na potwora. Pamiętam jednak jedną sytuację gdy naprawdę ledwo udało mi się opanować i nie dać Mili ostrego lania na chodniku - gdy mi uciekła i w ostatniej chwili złapałam ją przed wskoczeniem na ulicę pod rozpędzone auto... Nie wiedziałam czy na nią wrzeszczeć, zlać ją czy może jednak ściskać i płakać z ulgi, że nic się nie stało...
OdpowiedzUsuńDobrze, ze ja zlapalas. Szkoda, ze czasami dzieci nie zdaja sobie sprawy z czyhajacego niebezpieczenstwa...
UsuńNie chcę wszczynać afer publicznie jak matka tak traktuje dziecko. Jednak zawsze patrzę bezczelnie na matkę, tak by wiedziała że widze co robi.
OdpowiedzUsuńLenula zachowuje się różnie i nie raz karcę ją wzrokiem i tonem głosu. Poza tym nie zwracam uwagi na histerie dziecka i przechodzą jej w mgnieniu oka!
Ja tez z reguly nie wchodze z butami w czyjes zycie... Zreszta, smutna prawda wyglada tak, ze nawet jakbym jej zwrocila uwage, to pewnie owa kobietka miala by to gleboko gdzies... poza tym, fakt ze emigrantka zwraca jej uwage moglby ja tylko bardziej podbuzowac... pewnie jeszcze mi by sie oberwalo. Rowniez popatrzylam na mame dosc wymownie, ale pewnie nie zrobilo to na niej wiekszego wrazenia.
UsuńTeż nie bardzo wiem, jak reagowac w takiej sytuacji jak ta w sklepie. Podobno najlepszym wyjściem jest spokojnie poinformować rodzica, że w Polsce (na wyspach pewnie też) bicie dzieci jest sprzeczne prawem. Ale jeszcze nie miałam okazji tego wypróbować.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to zasmuciło i poczułam wku*wa na to, co ta kobieta zrobiła swojemu dziecku. Po prostu je złamała. Jak napisałaś, za zamkniętymi drzwiami jest pewnie jeszcze gorzej :( :( :(
Mam nadzieje, ze jednak nie jest gorzej...
UsuńMnie tez cala ta sytuacja niezle wzburzyla i jakos nie moglam o tym zapomniec juz od jakiegos czasu.
myślę, że nie nam oceniać jednak, co robi, czy robi, bo moze nic nie robi....natomiast myślę, że po prostu potrzebuja pomocy, rozmowy, rad..., jezeli już doszło raz do takiej sytuacji...
OdpowiedzUsuńWygladalo na to, ze nie byl to pierwszy raz kiedy praktykowala tego typu techniki na chlopcu. Dosc szybko wykrecila mu ta raczke i dosc sprawnie jej to poszlo...
UsuńStaram sie nie oceniac tej kobiety, nie wiem jak wyglada jej zycie i dlaczego tak reaguje... Byc moze nie radzi sobie z opieka nad dzieckiem, a byc moze walczy sama z soba...
Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami...strach nawet pomyśleć...Ja jak już nie mogę to wszystko zostawiam i wychodzę, najczęściej do łazienki. Jak już popłaczę sobie to przechodzi... Ale to już jak jest bardzo kiepski dzień, na szczęście bardzo rzadko się tak dzieje. Ewentualnie jak mąż się budzi (zawsze pracuje na noc), to wychodzę się przejść gdzieś sama.
OdpowiedzUsuńBuziaki
K.
Tez czasami lubie pobyc sama. Dobrze miec czas, taki swoj na poukladaie wlasnych mysli...
UsuńBuziaki
wiadomo czasami z dziecmi jest ciężko, ale i np z wiekiem jest łatwiej i mniej się denerwuję
OdpowiedzUsuńBo praktyka czyni mistrza Kochana!!! :)
Usuńciekawa metoda, Mała powoli pokazuje że ma swoje zdanie i swoje zachcianki i pragnienia. Jak do tej pory ramiona rodzica i szepty ją uspokajały .
OdpowiedzUsuńU nas tez w wiekszosc przypadkow dziala spokojne tlumaczenie, pojawiaja sie jednak czasami i te "zle dni".
Usuńteż kiedyś pracowałam jako opiekunka w różnych domach, także w domu dziecka i doświadczyłam przeróżnych sytuacji. Wiem, że czasem trzeba walczyć z całych sił o to by nie przekroczyć granicy, wstyd mi się przyznać, ale kiedyś dałam klapsa dziecku i chyba zabolało mnie to bardziej niż jego. Zapamiętam to do końca życia, tak bardzo to przeżyłam.
OdpowiedzUsuńJestesmy tylko ludzmi Kochana.... kazdemu moze sie to zdarzyc.
UsuńJa podziwiam te wszystkie przedszkolanki i panie pracujace w zlobkach!!! Trzeba miec nerwy ze stali zeby z takimi kilkunastoma "diabelkami" walczyc.
ciekawa metoda:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
barwamiteczy.blogspot.com
obserwuje:) oraz zapraszam do obserwowania:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi milo :)
Usuńmatki mają gorzej. bo są właśnie piętnowane publicznie. Nie mówi się "bo Cię ojciec żle wychował" tylko zawsze że "matka!" Jak cię matka wychowała?! Prawda? czasami mają zły dzień-coś pęka-ale wiem, że są wyjątki a ludzie rzeczywiście nie reagują:(
OdpowiedzUsuń